Kochać samego siebie

(202 -listopad -grudzień2014)

z cyklu "Czego uczy nas Tora?"

Aniołowie w Sodomie

Karol Madaj

Sodomici (Rdz 19,1-11)

Po zakończeniu rozmowy Boga z Abrahamem (18,33) dwaj aniołowie przybywają do Sodomy (w. 1). Zdaniem żydowskich komentatorów posłańcy czekali z pojawieniem się w mieście na wynik wstawienniczej modlitwy Abrahama (18,16-32). W Sodomie nie znalazło się dziesięciu sprawiedliwych. Był tylko jeden, i to nie do końca prawy, ale mimo to Bóg zamierzał go uratować. 

Sytuacja w Sodomie była dość nabrzmiała (18,20). Choć była to ziemia tak żyzna, jak „ogród Pana” (13,10), jej mieszkańcy bardzo bali się obniżenia swojej stopy życiowej za sprawą napływu ubogich imigrantów. Los Sodomitów został przesądzony, ponieważ – mimo swojego bogactwa – nie wspierali potrzebujących. Inne grzechy mieszkańców Sodomy, takie jak seksualna perwersja, tylko dopełniły miary ich nieprawości. Tora pokazuje nam tu konieczność zrobienia rachunku sumienia. Czy ja nie przypominam mieszkańców Sodomy i nie „odznaczam się wyniosłością, zachłannością i spokojną beztroską” (Ez 16,49), zamykając swoje serce przed głodnym i nieszczęśliwym?   

Choć miejsce zamieszkania niezbyt inspirowało do przestrzegania przykazań, Lot szukał okazji do czynienia dobra. W czasie wieczornego odpoczynku siedział samotnie w bramie, co według Orygenesa miało świadczyć o jego staraniu, by okazywać podróżnym gościnność. Lot wiedział, co może grozić wędrowcom na ulicach miasta, a także jakie mogą być konsekwencje przyjęcia ich do domu. 

Rabini zwrócili uwagę, że aniołowie odrzucili pierwsze zaproszenie Lota, choć wcześniej od razu zaakceptowali propozycję Abrahama (18,5). Pokazuje to, zdaniem Rasziego, że można odrzucić zaproszenie od kogoś niższego rangą, ale nie wypada od „kogoś wielkiego”. Celem pierwszej odmowy mogło być też przetestowanie gorliwości Lota, który zachował się właściwie, „przymuszając ich” do noclegu. Św. Jan Chryzostom chwalił w swoim komentarzu nieustępliwość Lota. Ganił jednocześnie współczesnych sobie słuchaczy za brak takiej postawy. Jego słowa są nadal aktualne dla tych, którzy często mówią, że zrobili, „co w ich mocy”, ale tak naprawdę zrobili tylko tyle, by wyglądało na to, że się starali i teraz „są w porządku”. Tora pyta nas tu, czy – okazując gościnność – naprawę robimy, co można, czy raczej w głębi serca cieszymy się, że ktoś sobie poszedł i nie zachowujemy się jak „radosny dawca” (2 Kor 9,7)?

Egzegeci zwracają uwagę na fakt, że Lot mówił w liczbie pojedynczej o swoim dachu (w. 8), sam zaczynił ciasto i opiekował się podróżnymi, a jego żona nie uczestniczyła w opiece nad gośćmi. Jest to kontrastem do zachowania domu Abrahama, gdzie w wypełnianiu polecenia gościnności pomagała także Sara (18,6). Lot nie tylko przyjął gości, ale wręcz wprawił „ucztę” (w.3). Rabini sugerują, że użyte tu słowo sugeruje, że podał także wino, od którego zresztą nie stronił (w. 32-35). W opowieści o Abrahamie wyraz „uczta” został użyty dopiero, gdy Abraham wyprawiał przyjęcia z okazji odłączenia Izaaka od piersi (21,8).

Mieszkańcy Sodomy zaprezentowali swoją perwersję. Zbiegli się ze wszystkich stron miasta, młodzi i starzy, by „poznać” nowo przybyłych (w. 5). Kontekst nie pozostawia wątpliwości, że ich celem był zbiorowy homoseksualny gwałt. Zgromadzeni nie byli jakimś „elementem”, ale szanowanymi obywatelami miasta. Lot wyszedł do swoich sąsiadów i zwrócił się do nich: „bracia” (w. 7). Być może miał nadzieję, że łagodną odpowiedzią uśmierzy gniew (Prz 15,1).

Tora z początku pokazywała sprawiedliwość Lota, by potem przedstawić jego zepsucie. Gotów był bowiem wydać swoje córki na pastwę Sodomitów i nie zdawał sobie sprawy z tego, jak wielkie to było przestępstwo (w. 8). Gościnność nie może tu być usprawiedliwieniem. Mężczyzna powinien być gotów walczyć na śmierć i życie o honor swojej żony czy córek. Lot sam zaoferował zbezczeszczenie swoich dzieci! Ten fakt pokazuje, jak głęboki ślad w jego sumieniu zostawiło wyuzdanie sąsiadów. Tora uczy nas tu, że środowisko, w jakim żyjemy, nie pozostaje bez wpływu na nasze sumienie i musimy być tego świadomi.

Sodomici nie przyjęli propozycji i w swoim szale rzucili się na Lota (w. 9). Aniołowie zareagowali w porę i uratowali człowieka, który sam niedawno chciał ich ratować. Wciągnęli go do domu i zaryglowali drzwi (w. 10). Zdaniem rabinów mogliby sobie poradzić i przy otwartych drzwiach, ale zamknęli je, by nie wystawiać Boga na próbę, licząc na cud. Sodomici byli tak zdegenerowani, że nawet dotknięci ślepotą szukali wejścia do domu (w. 11). Tak naprawdę ich ślepota była chorobą duszy.