Pielgrzymowanie

(161 -listopad -grudzień2008)

z cyklu "Wieczernik Domowy"

Bóg jeden wie

Krzysztof Janowski

Na naszych wakacyjnych rekolekcjach oazowych ksiądz w jednym z kazań opowiedział nam pewną historię. 

Było to w małej wiosce jeszcze przed wojną. Wioska była biedna i tylko jeden gospodarz miał w niej konia. Obrabiał więc przy jego pomocy swoje pole i pożyczał innym gospodarzom do prac polowych. Pewnej nocy jednak skradziono mu tego konia. Wszyscy w wiosce zbiegli się do niego i biadolą, jakie to nieszczęście go spotkało. A gospodarz mówi: „Szczęście czy nieszczęście – sam nie wiem – Bóg jeden tylko wie”. Po jakimś tygodniu koń powrócił i to jeszcze (bo była to klacz) w stanie brzemiennym. No więc znów cała wioska się spotkała i mówią, jakie to szczęście was spotkało, bo nie dość że odzyskaliście konia, to jeszcze narodzi się drugi. Gospodarz rzekł: „Szczęście czy nieszczęście – sam nie wiem – Bóg jeden tylko wie”. Narodził się źrebak, a koń wrócił do pracy. Pewnego dnia jechał na nim syn gospodarza i tak nieszczęśliwie spadł, że stał się kaleką. I znów cała wioska biadoli, że lepiej aby ten koń się nie odnalazł, bo przez niego przyszło na tą rodzinę wielkie nieszczęście. Gospodarz rzekł: „Szczęście czy nieszczęście – sam nie wiem – Bóg jeden tylko wie”. Wybuchła wojna, wszystkich chłopaków z wioski zabrali do wojska i wysłali na front, ale tego jednego kaleki nie. I znów cała wioska mówi, że ten wypadek to jednak szczęście. Bo rodzice już starzy i kto by się nimi zaopiekował, a tak to chłopak został i zawsze może pomóc. A gospodarz dalej swoje – „Szczęście czy nieszczęście – sam nie wiem – Bóg jeden tylko wie”….

Tę historię można ciągnąć jeszcze w wielu sprawach. To co ona pokazuje, to fakt, że coś widziane ludzkimi oczami, z perspektywy danej chwili ma często inne znaczenie niż coś widziane z szerszej, dalszej perspektywy. Czasami wydaje się, że coś jest oczywistym nieszczęściem (jak kradzież czy wypadek), a potem po czasie widać pozytywne skutki takiego zdarzenia.

Podobny morał wypływa z jednej z bajek dla dzieci, gdzie opisana jest wędrówka Pana Jezusa ze świętym Piotrem. W tej historii Pan Jezus robi, zdawałoby się, dziwne rzeczy, a św. Piotr oburza się na to. Np. gości ich jeden dobry pustelnik, dzieli się wszystkim co ma i pokazuje im drogocenny kielich, który jest jego jedyną pamiątką po dawnym pysznym życiu. Potem Pan Jezus kradnie ten kielich… Jest wiele podobnych zdarzeń w tej historii… Na końcu Jezus wyjaśniając św. Piotrowi prosi go o zaufanie i mówi, że np. ten drogi kielich był rzeczą, która nie pozwalała pustelnikowi w pełni oddać się Bogu. Gdyby go miał, to by porzucił to życie i wrócił do swego pierwotnego bogactwa, a tak stracił kielich, żałował go trochę, ale potem oddał się modlitwie i kontemplacji i po swojej śmierci trafi do Nieba.

Czy w naszym życiu czasami też tak nie jest? Nie rozumiemy, czemu Bóg dopuszcza dla nas różne nieszczęścia, czemu nie wszystko układa się zgodnie z naszymi, zdawałoby się dobrymi, planami…

Na tych samych rekolekcjach pani Dorota, jedna z członkiń Diakonii Stałej Ruchu Światło-Życie, wspominała początki Ruchu Oazowego. Jak to było, gdy wspólnie ze Sługą Bożym ks. Blachnickim pisali konspekty do nauki religii w baraku przy kurii w Katowicach, jak jeszcze wcześniej ks. Blachnicki prosił biskupa o biuro, aby mógł tworzyć te konspekty, jak to służby bezpieczeństwa zamknęły centralę Krucjaty Wyzwolenia i inne zdarzenia z życia założyciela naszego Ruchu. Co ciekawe, wiele z przedsięwzięć ks. Franciszka, zdawałoby się, że dobrych, miało po ludzku smutny koniec – parę razy dość szybko został przeniesiony ze swoich parafii, Krucjatę Wyzwolenia zlikwidowano, rekolekcje oazowe na kilka lat „zamknięto”. A ks. Franciszek, w każdym momencie, nawet wtedy gdy bezpieka robiła przeszukanie w siedzibie Krucjaty, ufał i dziękował Bogu. Jak wspominała pani Dorota, zabrał wszystkie pracujące z nim dziewczęta do kaplicy i prosił je o modlitwę i dziękowanie za to co udało się zrobić. Po latach widzimy wielkość dzieła księdza Blachnickiego.

Druga ważna rzecz w tych wspomnieniach dotyczyła spraw materialnych, jakże istotnych dla naszego życia rodzinnego. Ksiądz Franciszek ufał tu całkowicie opatrzności Bożej, która daje to co potrzeba na dany dzień. Potrafił wysłać panią Dorotę do Szczawnicy do sióstr na odpoczynek z pieniędzmi na bilet w jedną stronę ufając, że Bóg da mu odpowiednie pieniądze na opłacenie jej pobytu i powrót. Potrafił kupić dwa domy w Krościenku dla Ruchu nie mając pieniędzy na żaden. Tu Bóg dał w końcu pieniądze przez księdza biskupa…

A my? Ile to razy planujemy, martwimy się, nie śpimy po nocach w trosce o to co będzie. Jest powiedzenie „dość ma dzień swojej biedy”. Więc pracujmy i módlmy się o ufność Bogu, o zrozumienie jego perspektywy i zaufanie Jego opatrzności. Tak abyśmy wykonywali dobrze swoje zadania na dzisiaj, dziękowali za to co nas spotyka (jest w Piśmie świętym fragment „Za wszystko dziękujcie”) i ufali, że to On prowadzi nas i naszych bliskich do Siebie.