Dar Ruchu Światło-Życie

(198 -luty -marzec2014)

Dar swój ofiaruj

Agnieszka Dzięgielewska

Po zakończeniu Liturgii Słowa rozpoczyna się składanie darów ofiarnych. Wyrazem tego jest złożenie przez kapłana na ołtarzu darów chleba i wina oraz zbieranie składki na tacę. Ten drugi element często jest niezrozumiały, oderwany niejako od akcji liturgicznej – jakby stanowił nieprzyjemny dodatek do całości Mszy św. Tymczasem kapłan zbiera oba te elementy w całość wezwaniem „Módlcie się, aby moją i waszą ofiarę przyjął Bóg Ojciec wszechmogący”. Może więc zbieranie na tacę ma jakiś głębszy wymiar?

W pierwszych chrześcijańskich wspólnotach wierni przynosili swoje ofiary osobiście – składali je przed ołtarzem. Dary chleba i wina były używane do sprawowania Eucharystii, zaś pozostałe dary, przeznaczone dla ubogich, rozdawano potrzebującym – zgodnie z rozeznaniem wspólnoty. Przynoszone dary były więc konkretną odpowiedzią na potrzeby danej wspólnoty. Stopniowo procesja przynoszenia darów stawała się coraz bardziej wyeksponowana, co stwarzało pokusę wynoszenia się nad innych. Na początku drugiego tysiąclecia, kiedy coraz powszechniejsze stawały się transakcje pieniężne, coraz częściej dary ofiarne w naturze zaczęto zamieniać na składkę finansową. Z jednej strony ułatwia to pomaganie potrzebującym, a z drugiej strony odcina trochę darczyńcę od zatroskania o rozeznawanie potrzeb współbraci. Wygodniej jest przynieść pieniądze niż np. jedzenie, ubranie lub inny dar materialny, jak to robiono kiedyś. Dawniej ofiary finansowe przybierały często różne formy zobowiązań czy dziesięcin (od łacińskiego słowa decem, czyli dziesięcina, wzięła swoją nazwę taca – warto o tym pomyśleć decydując o wysokości składanej ofiary).

Warto też wiedzieć na jakie cele przeznaczane są środki z tacy. W niektórych środowiskach pokutuje pogląd, że w przypadku konfliktu z księdzem można go „ukarać” nie dając ofiary na tacę. A tymczasem to przysłowiowy strzał w kolano, bo tak naprawdę robimy krzywdę sobie. Pieniądze z tacy nie są przeznaczone dla księdza, ale dla wspólnoty. To z nich kupuje się hostie, komunikanty i wino do sprawowania Mszy świętej, opłaca prąd w kościele (oświetlenie i ogrzewanie), gaz, wodę, wypłaca wynagrodzenie osób pracujących w parafii (organista, kościelny, pani gospodyni, osoby sprzątające kościół, dbające o czystość szat liturgicznych i bielizny kielichowej, pracownicy kancelarii, grabarz) itp. itd. A nie są to kwoty małe (każdy, kto płaci za ogrzewanie domu wie, że to duży koszt – jak wysoki jest więc koszt ogrzewania dużo większej świątyni?) – wiem doskonale, od pięciu lat księguję parafialne wydatki. A przecież funkcjonowanie parafii to nie tylko bieżące wydatki eksploatacyjne – a materiały dla ministrantów, pomoc ubogim i potrzebującym, pomoce duszpasterskie…? Można zapytać czy to ma coś wspólnego z liturgią. Ano ma. 

Liturgia, jak sama nazwa wskazuje (gr. λειτουργια – działanie na rzecz ludu), zakłada troszczenie się o siebie nawzajem. Przez uczestnictwo w liturgii stajemy się braćmi – już nie obcymi ludźmi, których potrzeby są nam obojętne. Składanie ofiary na tacę ma więc wymiar duchowy – przynoszony pieniądz pochodzi z codziennej pracy, często trudnej, wymagającej sił i zaangażowania. Pan sam najlepiej wie, jakie jest jego pochodzenie – czy dzielimy się tym, co mamy, czy dajemy z tego, co nam zbywa. Czy potrafimy się podzielić z tymi, którzy są naszymi braćmi, nawet jeśli nie znamy ich z imienia, jeśli nie znamy ich konkretnych potrzeb. Składana ofiara jest również wyrazem dbałości o piękno liturgii – parafia nie otrzymuje dotacji z kurii, episkopatu czy innych kościelnych źródeł. Więc to, jak wygląda oprawa liturgii, zależy również od nas. Jeśli „na złość księdzu” nie będziemy dawać na tacę, któregoś dnia może się okazać, że przyjdzie nam uczestniczyć w Eucharystii w zimnym, ciemnym kościele, w którym organy będą milczeć, a porządek będzie pozostawiał wiele do życzenia.

Jednak pochylając się nad ofiarą składaną na tacę nie można zapomnieć o innym ważnym w tym momencie aspekcie – usposobieniu własnego serca. Samo złożenie ofiary, choćby najbardziej hojnej, nie wystarczy (jak uczy św. Paweł – „i gdybym rozdał na jałmużnę cala majętność moją (...) lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał”). Bez miłości żadna ofiara nie ma sensu.