Radość

(225 -styczeń -luty2019)

Dzień radości

ks. Mateusz Nowak

Istnieje spore zagrożenie, że Dzień Wspólnoty stanie się tylko jedną z wielu masowych uroczystości eklezjalnych, na których wypada być, ale które bywają nieco męczące

Z pamiętnika moderatora: Dwunasty dzień oazy. Ciekawe, kiedy oni wrócą z tego papierniczego, a mówiłem im, żeby kupili więcej niebieskiej farby na znak. No i ileż można pisać ten meldunek. Listy jedności się drukują, oby tylko toner… Pogoda na jutro niezła, burze tylko przelotne. Kierowca autobusu nie oddzwania przez cały dzień, ale chyba nie zapomniał, nie mógł zapomnieć… Jak to było, „dzień radości w Duchu Świętym”? Tja…

Nie ukrywajmy, dzień wspólnoty w czasie rekolekcji bywa wydarzeniem dość męczącym. Organizacja zarówno pielgrzymki poszczególnych grup, jak i ich spotkania bywa trudna do ogarnięcia, podjęcie posługi „na wyjeździe” też do łatwych zadań nie należy, a gdy jeszcze przyjdzie spiąć ze sobą nieznające się diakonie – łatwo o nieporozumienia i zdenerwowanie. No i jak przekonać uczestników rekolekcji, zwłaszcza tych młodszych, do uważnego słuchania świadectw i prezentacji „tamtych innych”? Chciałoby się powiedzieć: im więcej, tym lepiej, przyjeżdżajcie wszyscy, niech się objawia bogactwo Kościoła, ale rozsądek ostrzega… 

Ale tak w ogóle – po co to wszystko? Mamy przeżywać, celebrować tajemnicę Pięćdziesiątnicy, dzień narodzin Kościoła. A gdy zajrzymy do Dziejów Apostolskich, to odkryjemy, że pod względem organizacyjnym i lokalowym wspólnota pierwotnego Kościoła wcale nie miała lżej. Zobaczmy: w Wieczerniku, w czasie swoistych rekolekcji przed Zesłaniem Ducha Świętego przebywało 120 osób (por. Dz 1, 15). To dużo jak na jeden dom. Ale gdy Duch Święty został zesłany i pod Jego natchnieniem Piotr i Apostołowie ogłosili wielkie dzieła Boże, to „przyłączyło się owego dnia około trzech tysięcy dusz.” (Dz 2, 41) A „ci wszyscy, co uwierzyli, przebywali razem i wszystko mieli wspólne.” (Dz 4, 44). Wyobraźmy sobie, że stuosobowa oaza chce przyjąć trzy tysiące gości. Gdzie ich pomieścić? Na ile tur trzeba by podzielić posiłki (choćby mieli własny prowiant)? Jakie by były kolejki do toalety?

Tymczasem św. Łukasz nie zanotował żadnego z tych (i pewnie wielu innych) problemów. Zamiast tego pisze o wielkiej radości, która ogarniała wszystkich, którzy uwierzyli. Radości wynikającej z otrzymanej wiary, która owocowała uwielbieniem Boga ale także spontanicznym dzieleniem się wszystkimi dobrami. Trudności organizacyjne zostały wkrótce rozwiązane – miejscem wspólnej modlitwy stała się świątynia a w mniejszych wspólnotach spotykano się po domach na sprawowanie Eucharystii. Natomiast radość ze wspólnego przebywania i wspólnego doświadczenia działania Bożego trwała i udzielała się innym – codziennie przybywało tych, którzy chcieli przyłączyć się do chrześcijan.

Taka radość pozwalająca spoglądać ponad trudami budowania wielkiej wspólnoty była niewątpliwie darem Ducha Świętego, jednym z cudów Jego przyjścia. Ale była także owocem dziewięciodniowego czuwania na modlitwie, które przygotowało uczniów na przyjęcie darów Ducha. Wcześniej nie byli oni zdolni do pokonania strachu przed innymi – jeszcze niedawno zamykali drzwi „z obawy przed Żydami” (J 20, 19). Teraz nie tylko otworzyli drzwi domu i drzwi wspólnoty dla przychodzących spośród tych, których niedawno się bali, ale więcej – byli w stanie zarazić ich taką samą radosną otwartością i dzięki Bożej łasce uformować z nich prawdziwą koinonię, tętniącą nowym życiem w Duchu.

Podobnie przeżycie dnia wspólnoty jako „dnia radości w Duchu Świętym” jest owocem przeżytych rekolekcji oazowych, ale zarazem jest sprawdzianem ich przeżycia. Zadaje bowiem w bardzo konkretny sposób pytanie: na ile stałem się Nowym Człowiekiem, zdolnym do tworzenia Nowej Wspólnoty? Na ile jestem człowiekiem duchowym, zdolnym do dostrzeżenia bogactwa łaski, której Pan udziela we wspólnocie Kościoła, a na ile cielesnym, skoncentrowanym na swojej wygodzie. Ale jest zarazem kolejnym rekolekcyjnym ćwiczeniem, pozwalającym trenować praktykowanie Nowego Życia: z pomocą Ducha Świętego wyjść poza siebie, z życzliwością i cierpliwością posłuchać meldunków i piosenek, z wiarą przyjąć świadectwa jako opowieść o działaniu Jezusa pośród swojego Ludu, usłużyć komuś nieznajomemu, ale też z tymże nieznajomym poświętować i powygłupiać się (w ramach Nowej Kultury rzecz jasna). Oczywiście wszystko to nie dokona się bez Bożej łaski, o którą trzeba pokornie ale i ufnie prosić.

Bez takiego nastawienia i wysiłku, by żyć Nowym Życiem istnieje spore zagrożenie, że Dzień Wspólnoty stanie się tylko jedną z wielu masowych uroczystości eklezjalnych, na których wypada być, ale które bywają nieco męczące. Zwłaszcza, gdy nie ma się w innej z przybyłych grup oazowych kolegów/koleżanek/narzeczonego/narzeczonej/krewnych, znajomych itp. Natomiast z Duchem Świętym ten dzień może stać się czymś więcej niż „fajnym przeżyciem” – możemy uzyskać zdolność przeżywania go jako doświadczenia ubogacającego i życiodajnego. Co więcej, jeśli Bóg da, możemy tą zdolnością zarazić innych i przeżywać w ten sposób również inne, nie tylko oazowe wydarzenia w ciągu całego roku.