Rok Wiary

(187 -lipiec -sierpień2012)

z cyklu "Ze wszystkich narodów"

Ewangelia dla Kresów - Litwa

Agnieszka Salamucha

W naszym Ruchu borykamy się często z problemem ciągłego zaczynania od nowa. Pewne dzieła „umierają” z powodu braku następców i niedostatecznej koordynacji różnych inicjatyw. Zazwyczaj kolejne próby mają większe szanse powodzenia niż pionierskie działania – pod warunkiem, że następcy zaczerpną z bogatego skarbca zwycięstw i porażek poprzedników.

Poniższy artykuł to inspiracja i wezwanie, by poważnie przemyśleć zadanie ewangelizowania nie tylko Dalekiego, ale i bliższego nam Wschodu. Obyśmy nie mogli powtórzyć za Kamerjunkrem z III części „Dziadów”: „O Litwie, dalibógże! mniej wiem niż o Chinach”!

 

Wilno, III stopień ONŻ

W 1991 roku na wiosnę pojechałem pierwszy raz do Wilna – opowiada ks. Aleksander Suchocki. – Miasto było martwe, brudne, szare, takie sowieckie... W następnym roku spędzilem tam urlop. Zamieszkałem u sióstr eucharystek i zwiedzałem Wilno z przedwojennym przewodnikiem Juliusza Kłosa. Historia Wilna jako kościelnej metropolii jest krótka – gdzież jej się mierzyć z Rzymem czy Krakowem! Uderza jednak piękno i bogactwo wileńskich kościołów. Ponieważ Wilno było niszczone przez wojny, więc ma kościoły odbudowywane i przebudowywane. Poza nielicznymi budowlami gotyckimi, w większości przebudowanymi, w Wilnie króluje barok, rokoko, klasycyzm (katedra wileńska jest neoklasycystyczna). Poznawałem miasto, które zaczęło mnie fascynować. Ale nie sądziłem, że z tego zwiedzania wyniknie coś dla Oazy.

Ks. Mariusz Koluczek, moderator diecezji szczecińsko-kamieńskiej, zasugerował, że mógłbym poprowadzić III stopień w Wilnie dla uczestników z mojej diecezji. Na początku pomyślałem, że to niemożliwe. Ale ziarno zaczęło kiełkować. 

Dzieje III stopnia w Wilnie rozpoczęły się w 1996 roku. S. Kazimiera, służka, przełożona prowincji łomżyńskiej, która za czasów komunistycznych nielegalnie wyjeżdżała z ukrytymi misjami i miała rozbudowane kontakty na Wschodzie, znalazła nam pierwsze miejsce pobytu: Wyższą Wileńską Szkołę Rolniczą. Była to jedna z dwunastu takich na terenie Litwy, ale jedyna z polskim językiem wykładowym. Mieściła się w Białej Wacce koło Wilna, parafia Wojdaty. Jeździliśmy tam na III stopień przez dwa lata. A potem czasy się zmieniały, koszt pobytu rósł, więc następna Oaza odbyła się u sióstr eucharystek w domku nowicjackim, na Zwierzyńcu. Jeszcze później mieszkaliśmy w szkole w Nowych Werkach na północy miasta, niedaleko Zielonych Jezior, położonego w lesie miejsca rekreacyjnego. Myliśmy się w jeziorze, a wodę do kuchni dowożono beczkowozem. A od kilku lat mieszkamy w polskim gimnazjum Jana Pawła II na Karolinkach. Jesteśmy mile widziani, serdecznie przyjmowani i widzimy, że warto zostawiać tam pieniądze, bo są przeznaczane na dobre cele.

To już 16 lat, a ja wciąż poznaję nowych ludzi. Z wieloma jesteśmy zaprzyjaźnieni. Do szczególnie cennych znajomości zaliczam tę z siostrą Nijole Sadunajtie, która uosabia litewski Kościół prześladowany. Kim jest siostra Nijole? Kiedy w Polsce mieliśmy względny gierkowski dobrobyt i wydawało się, że stalinowskie czasy są za nami, ona dostała 6 lat łagrów za... 6 stron kalki maszynowej. Przepisywała na maszynie »Kronikę Kościoła Katolickiego na Litwie«: zapis wypadków prześladowania ludzi wierzących, zwolnień z pracy, ze szkoły, ze studiów, wysyłania do szpitali psychiatrycznych osób, które chodziły do kościoła i przyjmowały sakramenty. Wszystkie te historie były przekazywane na Zachód, gdzie je publikowano i ogłaszano w niepodległościowym radiu. Władza sowiecka szukała sprawców – i znalazła. Ktoś usłyszał stuk maszyny i doniósł. W latach 1972-1978 s. Nijole »zwiedziła« 20 łagrów. Nie ma w niej żadnej nienawiści do ludzi, którzy ją przesłuchiwali, głodzili, pobili,  straszyli. Mówi o nich: »moi bracia KGB-iści«. To jest niezwykłe spotkanie z niezwykłym świadkiem, które zostawia głęboki ślad [1]. 

Mieliśmy też piękne spotkanie z emerytowanym biskupem archidiecezji wileńskiej, Juozasem Tunaitisem. Litwin – bardzo prosty, bardzo pokorny. Jak on się cieszył, kiedy widział tylu młodych ludzi! Budujące wrażenie zrobił na nas też nowy biskup pomocniczy Arunas Poniškaitis, który na spotkaniu z nami w sanktuarium Miłosierdzia Bożego po Mszy świętej długo jeszcze klęczał na adoracji. 

Zawsze w okolicach 15 sierpnia przygotowujemy wieczór patriotyczny. Dzięki temu jednym z owoców tych rekolekcji jest odkrycie dumy narodowej, dumy z polskiego dorobku. Przychodzą do nas miejscowi Polacy. Mówią także o tym, jakim cierpieniem jest dla nich dzisiaj bycie w Kościele, który nie zawsze akceptuje ich jako Polaków [2]. 

 

Przysypywanie ognia czy zamiatanie pod dywan?

„Jeszcze raz/Jeszcze dziś/Ramię w ramię/Ja i ty”. Pamiętacie piosenkę „Armii” napisaną na 600-lecie bitwy pod Grunwaldem? (Uwielbiali ją mali synkowie moich znajomych, bawiący się w rycerzy. Ja też.). Jej refren był śpiewany po polsku i po litewsku. Co się stało, że dwóm narodom, które przez wieki żyły razem, przestało być dobrze ze sobą? 

Historycy wskazują na trzy decydujące daty z dziejów Litwy: chrzest Litwy (1386), powstanie pisma „Aušra”/„Jutrzenka” (1883) i „śpiewającą rewolucję” (1991), kiedy Litwa i inne państwa bałtyckie oderwały się od ZSRR. Na mocy unii w Krewie (1385) Litwa dołączyła do świata chrześcijańskiego – nie jako zbiorowisko plemion, ale jako ukształtowane, silne państwo walecznych ludzi [3]. Litwini weszli w unię z Polską świadomie, dobrowolnie i niekonfliktowo, a integracja obu kultur poszła bardzo daleko i nie rozbiły jej nawet lata niewoli pod zaborem rosyjskim [4]. Dlatego też rodzenie się poczucia odrębności narodowej nastąpiło na Litwie później niż u Słowaków, Ukraińców, Chorwatów, którzy od wieków żyli wewnątrz obcych państw i obcych kręgów kulturowych. 

Założona w roku 1883  „Aušra” stała się sztandarowym pismem litewskiego odrodzenia. Elita inteligencji litewskiej, edukowanej w Rosji i na terenach tzw. Litwy pruskiej (północną Suwalszczyznę uważa się za kolebkę litewskiego ruchu narodowego), postawiła na nowo pytanie o swoją tożsamość, o stosunek do Polski. I tak się stało, że zarówno antyklerykalny, laicki nurt litewskiej ideologii narodowej, jak i nurt katolicki, uderzały w polskość, negowały wspólne dziedzictwo, kwestionowały wspólny dorobek, a nawet gloryfikowały pierwotną, pogańską suwerenność. Obrońcą sprawy narodowej był wielki książę Witold, a Władysław Jagiełło stał się jej zdrajcą [5]. Związek z Polską traktowano jako śmiertelne zagrożenie. Przekonanie o zasadności tych obaw jest obecne do dziś w myśleniu wielu Litwinów i litewskich polityków.

Kiedy po I wojnie światowej powstało niepodległe państwo litewskie (tzw. Litwa kowieńska), chciano stworzyć państwo „czyste” etnicznie. Dlatego Polacy tam mieszkający zostali poddani intensywnemu wynarodowieniu przez szkołę, prasę, handel i – trzeba z bólem powiedzieć, że tak było! – Kościół. Reforma rolna została przeprowadzona tak, by Polaków pozbawić własności ziemskiej. Nauczyciele w polskich szkołach doświadczali napaści, pobić, zastraszeń. Dzisiejsze problemy szkoły polskiej na Wileńszczyźnie są spowodowane kontynuacją tej samej linii politycznej. Polacy noszą w sobie wiele pretensji, bólów i zranień, czują się spychani. I trudno odmówić im racji, nie podzielać ich obaw. Ks. Aleksander Suchocki mówi: „Dla jednych spory o polskie szkoły to przysypywanie ognia, który się tli, dla innych – zamiatanie śmieci pod dywan. Zależy, co kto chce widzieć. Zamiatanie pod dywan – bo to są śmieci, a przysypywanie ognia – bo to problem, który gorzeje i będzie gorzał, dopóki nie będzie sprawiedliwego traktowania”.

Jest to też odpowiedź na pytanie, dlaczego tak mało Litwinów angażowało się i angażuje w Ruch Światło-Życie.

 

Oaza na Litwie

Ks. Aleksander Suchocki: „Początek Ruchu na Litwie? Było kilka początków, które z reguły znajdowały swój szybki koniec. Może pozostawały wspomnienia u osób, które się angażowały i czegoś doświadczyły. Ale początek, który miał swoją kontynuację, miał miejsce podczas naszego drugiego III stopnia, w 1997 roku. Pojechaliśmy na rekolekcje wspólnie z diecezją ełcką i był z nami ks. Szymon Klimaszewski. To on wpadł na pomysł, żeby ewangelizację w Białej Wacce zacząć od dzieci. Z tego spotkania rok później zrodziły się rekolekcje, Noworoczna Oaza Modlitwy. Potem miał być I stopień w parafii św. Kazimierza w Nowej Wilejce. Na początku uczestnicy mieli mieszkać w... domu pogrzebowym, ale okazało się, że jest ich dość mało,  a miejsce nie bardzo odpowiednie. Ostatecznie »wylądowali« więc w Szumsku, w domu rekolekcyjnym wybudowanym przez księdza Wojciecha Górlickiego z diecezji radomskiej. Ks. Szymon – najpierw z Ełku, potem z Suwałk – dojeżdżał do nich w ciągu roku na różne spotkania, krótkie weekendowe oazy modlitewne i ewangelizacyjne. Potem przyszedł czas na I stopień, uczestnicy wyjeżdżali też na oazy do Polski. Szczęśliwie zbiegło się kilka okoliczności – księża radomscy, którzy mieli doświadczenie oazowe, i my, którzy się pojawiliśmy w odpowiednim momencie. To była iskra rzucona na proch.

Dlaczego Ruch na Litwie słabo się rozwija, nawet można powiedzieć, że obumiera? Oaza zrodziła się w środowisku ludzi wierzących, którzy potrzebowali ożywienia wiary. Cała formacja oazowa bazuje na formacji chrześcijańskiej – chrześcijańskim domu. A na Litwie często nie ma domu chrześcijańskiego. Jeżeli mówimy o Wileńszczyźnie, to wszyscy tam pochodzą skądś, nie z Wilna. Oni są Wilniukami w drugim pokoleniu. Nawet  miejscowi Polacy też są ze wsi spod Wilna. Nie mają więzi między sobą. To, co jest dla osiadłych społeczeństw mocną tkanką, która konstytuuje ich obyczaje i religijność – tam nie istnieje. Nie ma od czego zaczynać. Ewangelizacja jest rzeczywiście pierwszą ewangelizacją. Dopóki w naszych wspólnotach nie będzie intensywnego życia chrześcijańskiego, takiej temperatury i ciepła, które przyciągną tych zziębniętych, nieogrzanych – dopóty będą one wciąż anemiczne. 

Brakuje też księży. Wilno ma około 500 tysięcy mieszkańców, z terenami przyległymi – 700 tysięcy. A parafii jest tylko dziesięć, niektóre liczą 60-70 tysięcy ludzi. Duszpasterze spełniają przede wszystkim czynności liturgiczne, sakramentalne. Jak przyjdzie sobota, może być i dwanaście ślubów. Księża nie mają czasu na nic innego – nawet na myślenie, że może być inaczej. Rzeczywistość ich zagarnia.

Jest jeszcze inna sprawa, bardziej uniwersalna. Często się zdarza, że w Oazie odnajdują się ludzie, którzy gdzie indziej się nie odnajdują. Świat, który stawia na kwalifikacje, kompetencje, karierę, siłę, przebojowość – ich zostawia na mieliźnie. Uważam, że to jest zjawisko pozytywne. Ważne jednak, żeby osoby mniej dojrzałe nie stworzyły sobie we wspólnocie alternatywnej sceny, na której będą grały pierwsze skrzypce. Żeby one dobrze funkcjonowały, muszą być inni, poukładani, mocni, którzy wytworzą zdrową atmosferę. Wspólnota kwitnie, jeśli ton nadają jej ludzie gorliwi i wewnętrznie poukładani”.

 

Wezwanie

Na koniec wróćmy do Wilna. Jest to stolica państwa, które systematycznie się wyludnia z powodu migracji. Po otwarciu granic opuściło Litwę ok. 700 tysięcy ludzi czyli 20 procent mieszkańców kraju, do tego przeważnie młodych i aktywnych zawodowo. Kilka lat temu Wilno było na pierwszym miejscu wśród stolic UE pod względem ilości samobójstw. A mer Wilna, aby uporać się z problemem biedy widocznej na ulicach, wydał zakaz żebrania: ukarany zostaje nie tylko żebrak, ale również ten, kto daje mu pieniądze.

Co możemy zrobić dla Litwy?

 

Agnieszka Salamucha

 

Spotkania

Oazę III stopnia w Wilnie przeżywałam kilka razy, wspierając moderatora, ks. Alka Suchockiego. 

W 2002 r. doświadczyłam niezwykłego spotkania. Do naszej oazy na spotkanie z żywym Kościołem przyszły dwie siostry zakonne ze Zgromadzenia Sióstr Jezusa Miłosiernego. Jedna z nich pochodziła ze Szczecina i miała doświadczenie oazowe. Natomiast druga, s. Róża, mieszkała w Wilnie od niedawna, ale stąd pochodził jej dziadek, który jeszcze przed wojną wyemigrował do Ameryki. S. Róża urodziła się na Alasce i tam długo mieszkała. Kiedy wspomniałam, że moja koleżanka z rodziną też mieszkała na Alasce, siostra chwilę popatrzyła na mnie uważnie i zapytała: Urszula i Staszek? Byłam zaskoczona, bo to były imiona mojej koleżanki i jej męża. Resztę swojej historii s. Róża opowiedziała już przed całą wspólnotą oazową. Ulę i Staszka, którzy w latach 80. wyjechali do Ameryki i dotarli aż na Alaskę, uczyła języka angielskiego. Zaprzyjaźnili się i s. Róża jest matką chrzestną ich syna. Dzięki nim poznała orędzie siostry Faustyny o Bożym Miłosierdziu i zaangażowała się w ruch obrońców życia. Potem odkryła swoje powołanie do zgromadzenia, którego duchową założycielką jest św. Siostra Faustyna.

Uczestnikiem tej samej oazy była Inka z Wrocławia, która urodziła się w Wilnie, ale jako dziewczynka wraz z rodzicami musiała opuścić swoje rodzinne miasto w latach 50.  XX wieku. Podczas wędrowania po Wilnie Inka pokazywała nam miejsca, gdzie mieszkała, chodziła do szkoły, gdzie pracował jej ojciec. 

Zachwycałam się nie tylko ludźmi, ale także miejscami. Mocnym przeżyciem była zawsze Msza św. w Ostrej Bramie, w kaplicy św. Kazimierza w katedrze wileńskiej, a także w  pięknym kościele św. Piotra i Pawła na Antokolu. Wielkie wrażenie zrobił na mnie kościół franciszkanów pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, ogromnie zniszczony w czasach sowieckich i powoli restaurowany. Jako jedną z pierwszych odnowiono w kościele kaplicę św. Wawrzyńca wraz ze znajdującą się tam figurą Białej Pani. Figura jest nietypowa, gdyż przedstawia Matkę Bożą Brzemienną, patronkę dzieci nienarodzonych i rodzin. Oazy dokonują w tej kaplicy aktu oddania Niepokalanej Matce Kościoła, a kobiety przychodzą modlić się o potomstwo.

W ostatnim dniu rekolekcji przeżywaliśmy Mszę św. w neoromańskim kościele Niepokalanego Poczęcia NMP na Zwierzyńcu, w którym tato Inki był niegdyś kościelnym. W ołtarzu głównym znajduje się wielofiguralna rzeźba z białego marmuru przedstawiająca Ostatnią Wieczerzę. Powyżej są umieszczone marmurowe płaskorzeźby wileńskich kościołów. W ołtarzach transeptu umieszczone są kopie obrazów Matki Bożej Ostrobramskiej i Częstochowskiej. W wystrój tej świątyni pięknie wkomponowany jest ostatni dzień rekolekcji oazowych, dzień, w którym przeżywa się agapę. Tu jest zwieńczenie drogi piętnastodniowych rekolekcji oazowych i drogi pielgrzymowania po kościołach Wilna. 

Aleksandra Rogowska

 

Piękno Kościoła

Już 4 lata minęły od moich rekolekcji III stopnia ONŻ w Wilnie. Wierzę jednak, że owoce tego czasu nadal będą dojrzewać. 

Chyba najważniejszym dla mnie doświadczeniem był początek odkrywania Maryi jako mojej Mamy. Matka Kościoła – więc i moja Matka. Do tamtej pory Maryja zajmowała oczywiście ważne miejsce w moim sercu, ale pewne utarte schematy myślenia o Niej nie pozwoliły mi stworzyć z Nią prawdziwie osobistej relacji. Rozważania do różańca, którymi były teksty bł. Jana Pawła II i sługi Bożego ks. Franciszka Blachnickiego, pokazywały mi coraz wyraźniej, jak cenną Osobę Jezus powierzył nam na Golgocie. Szczególnie w Ostrej Bramie poleciłam swoje życie Matce, która jest wzorem i esencją kobiecości.

Kolejnym doświadczeniem była różnorodność mojej rodziny – Kościoła. Niesamowite były spotkania z ludźmi wielkiej wiary, i świeckich i zakonnych, poznawanie ich wędrówki z Bogiem. Przypominam sobie pełną życia, choć w podeszłym wieku, siostrę dominikankę i jej pełne mocy słowa o kryzysie wzrostu: „choćby wokół były mury i kraty – zawsze możemy spojrzeć w górę, w stronę Nieba”. Staje mi przed oczami również s. Nijole, tak dzielnie i radośnie przeżywająca trudy łagrów i więzień. Nie da się zapomnieć jej świadectwa miłości do prześladowców i męstwa w wyznawaniu Prawdy. Spotkania z takimi ludźmi dają niesamowitą radość z piękna Kościoła – nie tylko instytucji, ale przede wszystkim wspólnoty braci i sióstr, dzieci jednego Boga. 

Nie mogę pominąć we wspomnieniach piękna Kościoła w wymiarze zewnętrznym. Różnorodność budowli, nieraz potężnych i majestatycznych, innym razem prostych, ale jednocześnie wymownych i skłaniających do głębokiej modlitwy, świadczy o tym, jak wielki musiał być Bóg w oczach tych, którzy te świątynie tworzyli. I z takiej mojej rodziny, z żywego Kościoła zakochanego w Bogu, jestem dumna. 

„Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra”. Taki cytat biblijny widzę w podsumowaniu w moim notatniku z rekolekcji. On też odzwierciedla mój kolejny etap w porzucaniu lęku i nieufności wobec Pana. Wierzę, że Bóg współpracuje ze mną w sprawie mojej (i innych) świętości, do której jesteśmy wszyscy powołani. Dziękuję Bogu za moje małe/wielkie odkrycia rekolekcyjne, także za te, których nie sposób opisać tu szczegółowo. I za to, że akurat w Wilnie mogłam przeżywać kolejny etap poznawania szalonej miłości Pana Boga. Chwała Panu!

Magda