Oaza III stopnia

(157 -kwiecień2008)

III stopień w rodzinie

Krzysztof Jankowiak

Niewielki procent par należących do kręgów ma pełną formację - najczęściej brakuje właśnie III stopnia
Było to kilka lat temu. Wróciliśmy właśnie z oazy III stopnia - pełni duchowych przeżyć, pełni poczucia, że przeżyliśmy naprawdę solidne rekolekcje. W niedługich odstępach czasu spotkaliśmy się z dwoma innymi małżeństwami, które w te same wakacje również były na III stopniu - każde na innych rekolekcjach, innych również niż nasze. Jakie były ich wrażenia? „Przeżyliśmy wakacje z Bogiem” - mówiła jedna i druga para. Sens tych wypowiedzi był jednoznaczny - „wakacje z Bogiem” a więc przede wszystkim wypoczynek z religijnymi akcentami zaledwie na drugim planie. Obie pary mówiły o tym z żalem, gdyż zamierzały jechać na rekolekcje, a nie na wyjazd czysto wypoczynkowy. Z żalem też słuchały opowieści o przeżytych przez nas prawdziwych rekolekcjach.

Ale nie tylko takie mogą być doświadczenia z oazy rodzin III stopnia. Jedna nasza znajoma na oazie II stopnia zastanawiała się nad wyjazdem za rok na trójkę. Para animatorska odradziła jej to stanowczo: „Daj spokój, dziewczyno. Umęczysz siebie i dzieci”.

     To drugie doświadczenie jest chyba powszechniejsze. W wielu miejscach III stopień nie cieszy się „dobrą opinią”. W efekcie wiele par z góry rezygnuje z przeżywania tych rekolekcji. Po II stopniu w następne lata podejmują posługę animatorską i nie uważają za konieczne odbycie całości formacji. Dobrze pokazuje to statystyka publikowana w „Domowym Kościele” z początkiem każdego roku. Zawsze okazuje się, że tak naprawdę niewielki procent par należących do kręgów ma pełną formację - najczęściej brakuje właśnie III stopnia.

Jaka jest przyczyna tego stanu rzeczy? III stopień dla rodzin stanowi naprawdę bardzo trudne wyzwanie organizacyjne. Nie zawsze udaje się temu wyzwaniu sprostać - wtedy oaza kojarzy się głównie ze zmęczeniem. Bywa też i tak, że udaje się „za bardzo” - wtedy z rekolekcji zostają „wakacje z Bogiem”. Chciałbym podzielić się kilkoma przemyśleniami na temat organizowania oazy rodzin III stopnia.

Trudności z tą oazą wynikają przede wszystkim z zasady codziennego wędrowania po kościołach stacyjnych. Jeśli w czasie oazy ma się być w 15 kościołach (i to kościołach o określonych cechach!), to najprościej jest oazę zorganizować w dużym mieście. Jest to zresztą logiczny wybór, skoro punktem odniesienia jest Rzym, który jak wiadomo, małym miastem nie jest.

Duże miasto ma jednak swoje ograniczenia. Przede wszystkim nie każdego musi pociągać sama perspektywa spędzenia wakacji w mieście. To oczywiście zależy od gustów - jeśli ktoś lubi zwiedzać, to zwiedzanie najczęściej ma miejsce właśnie w mieście. Wystarczy uświadomić sobie jak pełne turystów są latem właśnie największe miasta. Dla osób o takich zainteresowaniach III stopień w mieście nie będzie stanowił żadnego problemu, a wręcz dodatkową atrakcję. Wiele jednak osób zdecydowanie woli spędzać wakacje na łonie natury, w ciszy i spokoju.

Rzecz jasna, własne gusta mogą  i powinny ustąpić, gdy chodzi o przeżycie rekolekcji formacyjnych. Trzeba jednak sobie uświadomić, że nie do końca musi tutaj chodzić o same preferencje wakacyjne. Konieczność codziennego dojazdu do kościoła stacyjnego może pociągać za sobą konkretne trudności - na przykład jazdę w zatłoczonym tramwaju lub przebijanie się przez śródmiejskie korki.

To dałoby się oczywiście przeżyć, gdyby chodziło o same osoby dorosłe. Mówimy jednak nie o oazie dorosłych a o oazie rodzin. Większość par Domowego Kościoła rekolekcje pragnie przeżywać razem ze swoimi dziećmi. Dzieci nie pociąga zwiedzanie, przebijanie się przez korki powoduje dodatkowe zmęczenie. Jazda tramwajem może być nawet do pewnego momentu atrakcją dla maluchów, za to niekoniecznie dla rodziców, którzy muszą je pilnować.

Do tego wszystkiego dochodzi bardzo istotny aspekt, który pośrednio wiąże się z przeżywaniem oazy w dużym mieście - koszt tych rekolekcji. Oazy III stopnia zazwyczaj są droższe i to nierzadko o wiele droższe od innych rekolekcji. W skrajnych sytuacjach bywa to nawet dwukrotne przebicie oaz I i II stopnia. Najczęściej wynika to z obiektywnych przesłanek - o ile I i II stopień w wielu diecezjach organizuje się we własnych ośrodkach, o tyle w dużych miastach takich ośrodków nie ma. Trzeba więc wynajmować ośrodki, czego koszt w dużym mieście jest zdecydowanie wyższy. Do kosztów wynajmu dochodzą ogólne koszty organizacyjne, znów wyższe niż na oazie stacjonarnej. Podnosi to cenę rekolekcji.

     To wszystko nie oznacza bynajmniej, że jestem przeciwny organizowaniu oazy III stopnia w dużym mieście. Po prostu zwracam uwagę na fakt, że taka oaza nie dla wszystkich rodzin będzie dostępna.

     Co w takim razie mają robić te rodziny? Czy są skazane na odkładanie przeżycia pełnej formacji do czasu aż dzieci podrosną? Nie jest to żadne rozwiązanie. Jeśli dzieci jest więcej i rodzą się kolejne, oznaczałoby to odłożenie dokończenia formacji na całe lata.

Uważam jednak, że istnieją sposoby zorganizowania III stopnia dostępnego szerzej. I to zorganizowania porządnego, bez „rozcieńczania” programu.

Część diecezji organizuje oazę III stopnia dla rodzin w sposób stacjonarny. Rekolekcje odbywają się w normalnym ośrodku rekolekcyjnym, nie ma kościołów stacyjnych.

Nie ma też oczywiście wszystkich wymienionych wyżej problemów. Jednak taka organizacja oazy pozbawia III stopień jednego z najistotniejszych elementów, jakim jest statio.

Mimo to uważam, że organizowanie stacjonarnych trójek ma sens. Jest bowiem grupa rodzin, dla których jest to rozwiązanie jedyne. Mam na myśli rodziny z małymi dziećmi, zwłaszcza z większą ilością małych dzieci. Oczywiście, są maluchy, dla których codzienne przejazdy nie są żadnym problemem, są świetnie zorganizowani, sprawni rodzice. Są jednak również rodziny, dla których zbieranie się do samochodu (nie mówiąc już o tramwaju) stanowi na tyle dużą i czasochłonną operację logistyczną, że po prostu nie da się jej przeprowadzić codziennie. Jest kwestia pralki, którą niekiedy trzeba włączyć codziennie lub prawie codziennie, co przy oazie wędrującej może być niemożliwe. Do tego może dojść większa wrażliwość poszczególnych dzieci (np. podatność na alergie), która zdecydowanie każe unikać zbyt częstego przemieszczania się. Dla takich rodzin trójka stacjonarna jest jedyną możliwością.

Uważam jednak, że stacjonarny III stopień stanowi rozwiązanie nadzwyczajne i wyjątkowe. Konieczne, ale moim zdaniem powinni korzystać z niego ci, którzy naprawdę nie mogą jechać na trójkę „normalną”. A i oni powinni pojechać na nią później, gdy tylko stanie się to możliwe.

Myślę więc, że jeśli organizuje się stacjonarną trójkę, trzeba jasno określić jej adresatów. Nie powinna to być też jedyna możliwość w danej diecezji - zwłaszcza nie powinna być to jedyna forma organizacji III stopnia dla rodzin przez lata.

Decydując się na taką oazę, powinno się tak wybrać ośrodek rekolekcyjny, by w możliwie największym stopniu móc zrealizować program rekolekcji. Jeśli pozbawiamy się ważnego elementu, jakim jest statio, to przynajmniej zadbajmy, by pozostałe elementy programu były przeprowadzone porządnie. A więc w szczególności by można było zapewnić ciekawe i zróżnicowane spotkania z żywym Kościołem. Nie organizujemy oazy w dużym mieście, ale zróbmy ją możliwie niedaleko, by „żywy Kościół” mógł do nas przyjechać. Jeśli stacjonarny III stopień zrobimy w miejscowości odciętej od świata, do której trzeba dojeżdżać wiele godzin, to można z góry przewidzieć, że nie będzie nie tylko statio, ale i spotkań z żywym Kościołem.

To jest więc sposób organizacji III stopnia wyjątkowy. Ale są jeszcze inne sposoby. Wcale nie jest powiedziane, że III stopień musi konieczne odbywać się w dużym mieście. Są miasta nieco mniejsze (rzędu kilkudziesięciu tysięcy mieszkańców), w których bez kłopotów w krótkim czasie można przejechać z jednego końca miasta na drugi, a które zarazem reprezentują ogromne bogactwo życia duchowego, żywą historię. Myślę tu przede wszystkim o stolicach diecezji, szczególnie tych starszych - stolic diecezji nie mamy na szczęście tylko w największych metropoliach. W takich miastach nie istnieje problem korków czy długich dojazdów tramwajami (bo w ogóle nie ma tramwajów), a bez kłopotów można w nich (czy w najbliższej okolicy) zarówno znaleźć 15 nienaciąganych kościołów stacyjnych jak i rozmaite zakony, wspólnoty, inicjatywy, które pozwolą zorganizować spotkania z żywym Kościołem.

Takie miasta, moim zdaniem, powinny szczególnie być brane pod uwagę przy organizacji oaz III stopnia dla rodzin. Skoro nie istnieje problem długich dojazdów, mogą w nich uczestniczyć rodziny z dziećmi. Nie ma też tego, że wakacje z dziećmi spędza się w wielkim mieście i to nie tylko dlatego, że samo miasto jest mniejsze. Po prostu wyjazd poza miasto jest wówczas w zasięgu ręki, bez trudu można więc wyjechać w czasie dla rodziny, z reguły też część kościołów stacyjnych jest w najbliższych miejscowościach. Tak naprawdę więc całkiem sporo czasu da się spędzić na świeżym pozamiejskim powietrzu.

Im mniejsze miasto, tym niższe koszty. Już na starcie więc będziemy w lepszej sytuacji starając się obniżyć cenę oazy.

Wiadomo, że koszty wszelkich oaz trzeba obniżać, jak się da. Pierwszą rzeczą jest szukanie sponsorów. Na pewno nie powinno się obniżać ceny przez rezygnację z wydatków, które są konieczne. Ktoś kiedyś proponował, by na III stopniu nie było opieki dla dzieci. „Starsze dzieci zaopiekują się młodszymi”. To nie jest żadne rozwiązanie. Rodzice mają prawo oczekiwać, że tak jak na wszystkich oazach dziećmi będą się opiekować osoby specjalnie do tej posługi poproszone. Kompetentna i sprawna opieka nad dziećmi jest warunkiem dobrego przeżycia rekolekcji.

Wydaje mi się, że w sytuacji gdy oaza III stopnia jest znacząco droższa od innych oaz i nie da się tej ceny już zbić, warto rozważyć wsparcie jej z funduszy diecezjalnych - jeśli tylko Domowy Kościół w danej diecezji takowymi dysponuje. Powinno nam przecież zależeć, by wszyscy mogli odbyć formację w całości. Nie chodzi mi tutaj o wsparcie konkretnych biedniejszych rodzin. Jest spora grupa rodzin, które nie uważają się za biedne i nie będą prosić o wsparcie. Bo generalnie na oazę ich stać. Stać - ale nie na te najdroższe rekolekcje. I będą woleli po prostu pojechać na inny stopień, który jest tańszy, niż prosić o wsparcie.

Możemy tylko pomarzyć o jednolitej cenie na wszystkie stopnie, niemniej wydaje mi się, że pewne wsparcie oazy III stopnia, tak by jej cena nie była tak drastycznie wysoka, jest rozwiązaniem wartym rozważenia.

Wobec różnych form organizowania „trójki” warto, moim zdaniem, podając ogłoszenie o rekolekcjach od razu wskazać, dla kogo będą one dostępne. Gdy zgłaszaliśmy się na nasz III stopień, zaczęliśmy od pytania, czy zostaniemy przyjęci z dziećmi - choć nasze dzieci wcale nie były wtedy takie małe. Mieliśmy jednak poczucie (subiektywne oczywiście), że dzieci na III stopniu widziane są niechętnie. Tak przeważnie nie jest, wydaje mi się jednak że gdy organizuje się III stopień, w którym mogą uczestniczyć zwłaszcza rodziny z małymi dziećmi, warto to od razu wskazać w ogłoszeniu.

Ostatnia kwestia, na którą chciałbym zwrócić uwagę, to plan dnia. Na III stopniu bardzo trudno zachować stały plan. Do jednego kościoła jedzie się krócej, do innego dłużej, nie zawsze da się umówić Eucharystię na tę samą godzinę. „Żywy Kościół” czasem przychodzi do ośrodka rekolekcyjnego, czasem zaś trzeba na spotkanie z żywym Kościołem wyjechać i to w porze pasującej osobie, z którą się spotykamy. Tego wszystkiego nie przeskoczymy. Uważam jednak, że tym bardziej trzeba starać się zachować stabilność programu, na ile się da. Uczestniczyliśmy kiedyś w oazie III stopnia, na której rano podawano plan do obiadu a trakcie obiadu na popołudnie. Gdy wspominaliśmy o tym, opowiadając o oazie, wszyscy byli przerażeni. Tymczasem tak nie musiało być, wynikało to z pewnej niefrasobliwości prowadzących. Warto więc zadbać, by skomplikowanej materii organizacyjnej III stopnia nie komplikować dodatkowo.