Eucharystia

(146 -wrzesień -październik2006)

Kierownik duchowy

rozmowy na forum

Na KODA mówiono nam, jako osobom po III stopniu i animatorom, o konieczności znalezienia kierownika duchowego. Ciekawa jestem, jak wygląda to w przypadku innych. Kto z was ma już kierownika duchowego? Nurtuje mnie też pytanie, jakie kwestie poruszać podczas rozmowy ze swoim spowiednikiem (kierownikiem), żeby poruszyć sprawy istotne dla mojego dalszego rozwoju duchowego, a nie przesadzać w zamęczaniu kapłana każdym najdrobniejszym problemem, rozterką. W takiej rozmowie nie porusza się bowiem tylko kwestii związanych z moimi grzechami, duchowymi zmaganiami, ale także problemy całego mojego życia, każdej ważniejszej decyzji. Więc jak nie przesadzić w jedną czy w drugą stronę?

Iwona

Ja też jestem właśnie w fazie poszukiwania kierownika duchowego. Ale z tą różnicą, że już miałam kierownika. Co mówić? Na pewnej konferencji usłyszałam, że są pewne etapy rozwoju duchowego, które są związane bezpośrednio z kierownictwem. I ten pierwszy etap to właśnie takie dłuższe rozmowy. Później to się nieco krystalizuje, tak że nie ma się co tego bać. Ja sama wcześniej powiedziałam, że nie wiem, co mam mówić, a mój kierownik stwierdził, że mam się tym nie przejmować. I rzeczywiście... Na tym etapie też jest dobrze, gdy kierownik i spowiednik to jedna i ta sama osoba. Ale tak nie musi być. Szczerze powiem, że mi wiele dało to, że byłam prowadzona. I naprawdę, polecam jeśli ktoś rzeczywiście chce iść dalej i się rozwijać.

 An

Ja mam swojego kierownika duchowego, który bardzo mi pomógł i dalej pomaga. Zazwyczaj rozmawiamy np. w salce oazowej albo po prostu przy spowiedzi mówię, co mnie nurtuje i ksiądz wypowiada się na ten temat. Wolę jednak rozmowę w salce, bo ma się więcej czasu na dyskusję i wyjaśnienie zawiłości.

ja-dia

A jak to wygląda w początkowej fazie? Czy np.: „Puk, puk, czy zostanie ksiądz moim kierownikiem duchowym?” Czy najlepiej, żeby to była osoba, która mnie najlepiej zna...?

brzdek

Taka sytuacja ułatwia znacznie kierownictwo, bo kapłan, znając osobę także „na co dzień”, widząc sporo rzeczy, łatwiej może pewne sprawy nazwać po imieniu, czy podpowiedzieć optymalną drogę. An słusznie tu kombinowała. Nie jest to jednak bezwzględnie konieczne i nie zawsze jest możliwe. Zwłaszcza, jeśli z księdzem, którego znam (zapewne moderatorem) łączą mnie więzi na poły kumpelskie. Wtedy trzeba szukać kapłana, który potrafi swoim słowem jakoś trafić, wybrać się do spowiedzi raz czy drugi tak „normalnie”, a potem poprosić o kierownictwo.

Bogi

Ja od niedawna mam kierownika duchowego i bardzo się z tego cieszę, to naprawdę dużo daje. Wydaje mi się, że lepiej mieć osobę, z którą się znam, ponieważ łatwiej jest się otworzyć i zrozumieć. Nasz kierownik powinien nas dobrze znać, nasze życie, charakter, łatwiej jest mu wtedy coś nam poradzić i nakierować, a i nam jest lepiej, kiedy wiemy, że ktoś nie tylko nas kieruje, ale rozumie.

ania_M

To ja napiszę... tak krótko :) Zdecydowałem, że potrzebuję takiej osoby, która by towarzyszyła mojemu wzrostowi duchowemu, bo samemu już ciężko mi rozeznawać Bożą wolę. Wiem, że taki kierownik nie podejmie decyzji za mnie, ale przynajmniej pomoże naświetlić pewne aspekty życia duchowego, na które nie zwracam uwagi.

Jacek

Ja widzę ideę kierownictwa tak, że przychodzę do kapłana (albo niekoniecznie, ale ja akurat do kapłana) i mówię, co mi na sercu leży. Jakie mam wątpliwości, co u mnie pada, a z czego się cieszę, czego się boję. Po czym takowy kierownik albo wyjaśnia mi pewne rzeczy albo dopytuje, ot taka zwykła rozmowa. Wspólnie się zastanawiamy. No i taka zwykła rozmowa zazwyczaj potrafi wiele wyjaśnić i na pewno nieco naświetli albo i zaintryguje.

asik

Moim, można powiedzieć, przewodnikiem duchowym, jest moja odpowiedzialna. Zna mnie dobrze, ja ją jeszcze lepiej i dobrze się rozumiemy. Ksiądz ma specyficzny tok myślenia.

Ryho

Nie każdy ksiądz musi danej osobie odpowiadać. I kierownikiem duchowym wcale nie musi być akurat moderator wspólnoty. Szukaj takiego, który Ci odpowiada. Zwłaszcza że „o” i „w” życiu duchowym, to raczej osoba duchowna ma większe doświadczenie, niż ktoś świecki. Wydaje mi się, że osobom będącym już gdzieś u kresu formacji podstawowej, świecki w rozwoju życia duchowego nie pomoże swoim kierownictwem, choć oczywiście znajdą się wyjątki.

Bogi

Plus za kapłanem, jako kierownikiem duchowym, jest taki, że kierownictwo duchowe często łączy się (a można nawet powiedzieć, jest nierozerwalne) z naszym zmaganiem się z grzechem. Kapłan - kierownik duchowy - jest zarazem naszym spowiednikiem. W wielu sprawach może pomóc tylko spowiedź. Pomoc nam łączy się z łaską odpuszczenia grzechów. Spowiedź + rozmowa duchowa jest najlepszym rozwiązaniem. Teoretycznie może to być osoba świecka, ale... No właśnie, to „ale” chyba uzasadniłam.

Iwona

U mnie w parafii to tylko mnie tak do mojego moderatora ciągnie, ale nie myślałam o tym, aby został moim kierownikiem duchowym. Dopiero teraz. Jednak wiem, że go nie poproszę, tak samo jak naprawdę wiele siły mi potrzeba, by pójść do niego do spowiedzi. A to dlatego właśnie, że mnie zna. Jest genialny, ale nie potrafię mu powierzyć swoich spraw, mimo że mam taką wielką chęć na zapytanie się go, co robić. Jednak ja wiem, że on ma całe Światlo-Życie u nas w parafii na głowie i wielu ludkom z grupy już pomaga. Nie chcę mu dokładać jeszcze siebie.

Atana

Do kierownictwa duchowego, trzeba najpierw dojrzeć. To wymaga czasu i przełamania siebie. Ale na pewno nie jest wyjściem „nie dokładanie komuś swoich problemów”. Jeśli one nie wyjdą w kierownictwie, spowiedzi i nie zostaną z czasem dotknięte łaską, to i tak wyjdą, ale np. w osobie szwankującej, sprawiającej problemy we wspólnocie, czy choćby jak nerwy kiedyś puszczą. Ale wtedy będzie to działanie destrukcyjne. Lepiej więc, by wyszły zawczasu, by była możliwa praca nad nimi i uzdrowienie sprawy.

A że ksiądz ma tyle rzeczy na głowie.... Trudno, jak mówi stare przysłowie, jak ktoś się dał nająć za Burka, to musi szczekać. A zapewniam Cię, że jak go obciążysz jeszcze bardziej, to tylko na dobre może mu to wyjść...

Bogi

„Nikomu nie chcę dokładać moich problemów, bo nie chcę, by one na nich ciążyły” - nie można tak myśleć!!! Bóg chce nas zbawić nie pojedynczo, ale we wspólnocie. Jesteśmy Kościołem, jednością, mistycznym Ciałem Chrystusa. Gdy cierpi jeden członek, współcierpią inne. Sami nie damy sobie rady!!! Mamy dzielić się ze sobą swymi problemami, modlić się za siebie i pomagać sobie. Czy spowiedź nie jest takim „obciążaniem” kapłana naszymi ciężarami (rozmowa z bliską osobą o naszych problemach też by tym była)? A Chrystus ustanowił kapłanów właśnie po to. „Przerzućcie wasze troski na Pana” - nasze problemy i grzechy zrzucamy tak naprawdę nie na spowiednika, ale na Chrystusa.

Co do kapłana, który ma mnóstwo spraw na głowie... Dobrze rozumiem te obawy i uczucia. Miałam podobną sytuację. Spotkałam wspaniałego, mądrego i pobożnego kapłana. Miałam jednak opory, aby poprosić go o kierownictwo. Miał bowiem na głowie funkcje moderatora KWC, zajmował się bierzmowanymi, neokatechumenatem (jeszcze kilkoma wspólnotami), pomagał oazie oraz był już kierownikiem duchowym kilku osób. Podjął się jednak i mojego kierownictwa. Kapłan, którego pytamy o to, czy zostanie naszym kierownikiem duchowym, a wie, że nie da rady, powinien nam o tym powiedzieć, że nie czuje się na siłach. I jest to sytuacja normalna. Nie ma się czego bać! Takie zniechęcenie i lęki bardzo często podsuwa nam szatan, jemu zależy na naszej szkodzie. Trzeba się modlić, szczególnie do Ducha Świętego. W trudnych sytuacjach modlę się szczególnie dużo i z ufnością oddaję je Bogu. I dzieją się cuda!!! Do tego też zachęcam.

Iwona

A swoją drogą, połączenie kierownika ze spowiednikiem ma jeszcze jedną zaletę. Bardzo przyziemną i mało wzniosłą, ale za to niesamowicie konkretną. Fakt, że za 2-3 tygodnie znów idzie się do tego samego kapłana do spowiedzi, działa na słabą i rozleniwioną naturę człowieka bardzo mobilizująco. Bo co, pójdę i powiem, że nic nawet nie drgnęło? Że zmarnowałem ten czas i nie podjąłem żadnego wysiłku zmagania się ze sobą? Aż wstyd, więc sama świadomość pomaga się zmobilizować.

Bogi

Znam ten ból, Atana. Nie potrafiłbym pójść z moimi grzechami do moderatora (a raczej byłoby to bardzo ciężkie dla mnie), bo bym się pewnie spalił ze wstydu (może teraz jest już nieco lepiej). Dlatego właśnie za stałego spowiednika wybrałem wikarego pobliskiej parafii. Od razu, przy pierwszej spowiedzi było inaczej... spytał mnie o imię. Od dawien dawna żaden ksiądz w konfesjonale nie spytał mnie o imię! Co najdziwniejsze, gdy przyszedłem do niego po dwóch tygodniach... ciągle to imię pamiętał. Było do dla mnie wielkim szokiem. Spowiadałem się u niego regularnie... i w końcu spytałem, czy zechciałby. Zgodził się. Jest teraz bardzo ważny w moim wzroście duchowym i również dzięki jego dobremu słowu (oczywiście, większa w tym zasługa Jezusa) mam siłę, by walczyć ze swoimi słabościami. Jak znalazł na czas Adwentu. „Prostujcie ścieżki Panu...”

Decain