Dojrzałość w Chrystusie

(232 -lipiec -sierpień2020)

Kryzys i nadzieja

rozmowa z biskupem Krzysztofem Włodarczykiem, delegatem Episkopatu ds. Ruchu Światło-Życie

Epidemia uczy pokory – dzięki niej ludzie uświadamiają sobie, że nie są bogami i nie mogą wszystkiego

– Wróćmy więc teraz do czasu epidemii. Wiele osób przeżywało rozmaite lęki, obawy – lęk przed zachorowaniem, strach o bliskich. Czy bycie bliżej Boga nie powinno uwalniać od strachu?

– Pandemia przywraca nas rzeczywistości. Postawa wobec niej zależy od tego, czy uważamy, że to życie jest jedynym, jakie mamy czy też wierzymy w życie wieczne. W tym pierwszym przypadku mamy dwie możliwości: albo – by posłużyć się cytatem ze św. Pawła – „jedzmy i pijmy, bo jutro pomrzemy” (1 Kor 15,32) albo lękajmy się i drętwiejmy ze strachu. Jeśli wierzymy w życie wieczne, to wówczas czas pandemii będzie dla nas przede wszystkim okazją do lepszego przygotowania się na nie.

– W jaki sposób to wpływa na nasze zaangażowanie w pomoc innym w czasie pandemii?

– Obie postawy mogą nas także prowadzić do solidarności z innymi, do pomocy im, a także obrony ich i ich dobra. W tej kwestii akurat wiara czy jej brak nie mają znaczenia.

– Czym więc będzie różnić postawa wobec pandemii u wierzącego i niewierzącego?

– Jedynie istotną różnicą będzie nadzieja. Człowiek wiary nie jest zabezpieczony przed chorobą, lękiem, śmiercią, nieprzewidzianymi problemami, ale… tym, co mu pozostaje, jest nadzieja. Nadzieja, która nie jest związana z życiem doczesnym, ale życiem wiecznym. To jest światło, które daje nam wiara. Wiara, która nie jest pewnością, a zaufaniem do Kogoś, Kogo spotkaliśmy na drodze naszego życia. Nadzieja płynie z tego, co jest poza telewizją, poza rachunkami, ekonomią i codziennymi doniesieniami. Nadzieja płynie z wiary.

– Czego dowiedzieliśmy się o wierze Polaków dzięki pandemii?

– Do udzielenia precyzyjnej odpowiedzi na to pytanie konieczne byłoby przeprowadzenie fachowych badań. Ja wolę zadawać sobie samemu pytanie: czegoten okres izolacji może nauczyć nas jako wiernych i jako ludzi? Możemy z pewnością dowiedzieć się czegoś ciekawego o sobie samych: ile jest w nas żywej wiary w Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego? Ile pragnienia, by przyjąć Go do serca? Ile żywej modlitwy, a ile powierzchownej, fasadowej religijności, która gaśnie natychmiast, gdy zewnętrzne okoliczności stają się mniej sprzyjające dla jej przeżywania?

Została nam odebrana przebogata i bardzo piękna w polskiej tradycji kulturowa oprawa Świąt Zmartwychwstania. Przez to pozostaliśmy z tym, co istotne: z tajemnicą Boga, który przychodzi do nas w prostych, zredukowanych do minimum znakach, w dodatku przeżywanych z oddalenia. A jednak Pan Jezus przyszedł, aby obdarzyć nas mocą swojego Zmartwychwstania i porwać za sobą w nowe życie w Jego obecności, w mocy Jego Ducha.

Celem nie jest bowiem samo przeżycie, lecz uczynienie naszego życia wielkim. W tym sensie epidemie są szansą, by odkryć sens własnego życia. Epidemia uczy pokory – dzięki niej ludzie uświadamiają sobie, że nie są bogami i nie mogą wszystkiego. Często bowiem zapominamy o swych ograniczeniach i dążymy do tego, by mieć wszystko pod kontrolą. Niewidzialny wirus pokazuje nam natomiast, że jesteśmy całkowicie zależni od Boga.

To tylko fragment artykułu, całość w drukowanym Wieczerniku.