Życie w pojedynkę - powołanie czy przymus?

(150 -kwiecień2007)

Na głębię (świadectwo)

Ilona

Jest wiele miejsc, gdzie można łowić ludzi dla Pana i że te połowy mogą być obfite, gdy łowi się tam, gdzie Pan wskaże
Gdy przestał mówić, rzekł do Szymona : Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów. A Szymon odpowiedział: Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci. Skoro to uczynili, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać. (Łk 5,4-6)

Dwa lata temu byłam jak Szymon po nieudanym połowie - zniechęcona, rozczarowana, z pustką w sercu. Wiele lat zaangażowania w Ruchu Światło-Życie i nagle stanęłam przed faktem - pracowaliśmy przez te wszystkie lata i niceśmy nie ułowili. Cały ten nasz trud nie przyniósł owocu. Moja wspólnota przestała istnieć. A przecież byłam pewna (weryfikowałam w końcu to przekonanie przez tyle lat), że charyzmat Światło-Życie jest moim charyzmatem, że to jest moje miejsce w Kościele na całe życie. Nie wyobrażałam sobie jak żyć dalej tym charyzmatem bez wspólnoty... Stałam więc bezradnie na brzegu i wtedy usłyszałam, tak jak Szymon: „Wypłyń na głębię i zarzuć sieci na połów”.

     Zupełnie bez przekonania pojechałam na swoje pierwsze od bardzo dawna rekolekcje, na których miałam być po prostu uczestnikiem, rekolekcje prowadzone przez Wspólnotę Ruchu Światło-Życie Emmanuel, do której (uczciwie muszę przyznać) byłam uprzedzona. I w zasadzie raczej oczekiwałam, że ten wyjazd będzie mnie kosztował wiele wysiłku nie przynosząc nic w zamian. A już na pewno nie liczyłam na obfitość, jaką otrzymałam.

Spotkałam we Wspólnocie ludzi, którzy stawiają sobie konkretne wymagania, są wierni charyzmatowi, bo nie zgodzili się ze stwierdzeniem, że wymagania w Ruchu dotyczą młodzieży co najwyżej studiującej - bo potem praca zawodowa, obowiązki człowieka dorosłego, rodzina mogą przesłonić wszystko inne. I to mnie w nich zafascynowało i równocześnie zawstydziło, bo moje dotychczasowe trwanie wychodziło bardzo blado na ich tle. Ich świadectwo obudziło we mnie na nowo nadzieję, że jest jeszcze coś przede mną, że jest jakaś głębia, na którą warto wypłynąć. Uwierzyłam, że jest wiele miejsc, gdzie można łowić ludzi dla Pana i że te połowy mogą być obfite, gdy łowi się tam, gdzie Pan wskaże.

Przez kolejny rok wrastałam coraz mocniej we Wspólnotę Emmanuel, ale wciąż mówiłam: „oni”. Gdy po raz pierwszy powiedziałam: „moja wspólnota” - moje własne słowa bardzo mnie zaskoczyły. Miejsce tak kiedyś mi obce stało się moim. Ale tak właśnie jest. To jest Moja Wspólnota, gdzie mam swoje miejsce, gdzie czuję, że jestem potrzebna i której sama bardzo potrzebuję. Miejsce, do przyjęcia którego przygotowywało mnie moje poprzednie miejsce wzrostu - młodzieżowa wspólnota, która wprawdzie nie dała Kościołowi „ryb”, ale całym sercem starała się uformować „rybaków”.

Zaledwie przyzwyczaiłam się do myślenia o Wspólnocie Emmanuel „moja wspólnota”, gdy usłyszałam: „Wypłyń jeszcze głębiej. Poszukaj swojego miejsca w sercu tej Wspólnoty”.

Chciałam, bardzo chciałam być tam głębiej, gdzie już na poważnie ślubuje się Panu wierność Zobowiązaniom - ale stchórzyłam. Przegrałam jedną potyczkę o wierność i wycofałam się w ogóle z walki. Ale Pan znów się o mnie upomniał. Wobec Jego wierności raz wypowiedzianemu zaproszeniu nie chcę już dłużej uciekać.

Proszę przyjmij Panie moje zobowiązanie do bycia wierną Tobie i Mojej Wspólnocie. Amen.