Jedność

(116 -maj -czerwiec2002)

Niekoniecznie identyczni

Marcin Staniewski

Jak do ludzkiej natury należy umiłowanie porządku, tak samo faktem niezaprzeczalnym są różnice między ludźmi, bogactwo kultur, języków, zachowań, myślenia

Człowiek lubi żyć w uporządkowanym świecie. Z reguły lepiej się czuje, gdy wszystko jest na swoim miejscu, nie ma przykrych niespodzianek, a wokół panuje ład i harmonia. Człowiek lubi też, gdy inni ludzie są tacy jak on — mało kto wybiera całkowitą odmienność od otoczenia i znacznie trudniej jest mu zaakceptować ludzi odmiennych niż takich samych jak on. I choć niektórzy ludzie decydują się być inni niż wszyscy, czasem z pobudek bardzo szlachetnych i dobrych, kiedy indziej przyczyn bezrozumnych i głupich, jednak podobieństwo do innych to element porządku, w którym lubimy przebywać. Każdy socjolog mógłby pewnie podać tu uczoną teorię, dlaczego tak jest, tu wystarczy sam ten fakt — znany z codziennego doświadczenia. Owszem, człowiek lubi czasem jakąś odmianę od szarzyzny codzienności, ale odmiana taka powinna mieć dość określone granice i najlepiej nie burzyć życiowej harmonii.
Nie inaczej jest w Kościele. Tu, chyba nawet bardziej niż gdzie indziej, przeciętny człowiek lubi, żeby było wszystko jak zawsze, a nowości by pojawiały się z umiarem. Wszak Kościół to miejsce spotkania z wiecznym i niezmiennym Bogiem, który „zawsze jest taki sam”. Patrząc w tej perspektywie Kościół zawsze pozostanie konserwatywny, bo prawda Ewangelii, którą głosi, nigdy się nie zmieni. Jednak w tym miejscu ludzi Kościoła (czyli wszystkich wierzących) spotyka pokusa wprowadzenia doń swojego ładu i uporządkowania go zgodnie z własnymi wyobrażeniami. Najlepiej, jeśli Kościół będzie dokładnie taki, jak człowiek go sobie wyobraża — zawsze i wszędzie.
Tu garść przykładów do czego może prowadzić taka postawa. Najpierw bardzo jaskrawa schizma z ubiegłego wieku — lefebryści. Ludzie, którzy nie widzieli dla siebie miejsca w Kościele bez jednolitej łacińskiej liturgii i dlatego od Kościoła się odłączyli. Przykład drugi — stosunek do świeckich szafarzy Najświętszego Sakramentu. Kilka lat temu w naszej diecezji wprowadzono tę posługę i choć przyjęta została na ogół bardzo przychylnie, to jednak kapłani mówili, że stosunkowo często spotykali się ze sprzeciwem wiernych świeckich, dla których taka posługa była profanacją. To nic, że święci szafarze świeccy byli już w starożytności, że Kościół popiera posługę świeckich szafarzy wszędzie tam, gdzie są potrzebni, to nic, że w wielu krajach, szczególnie na misjach jest to normalna praktyka. Świecki szafarz zakłóca mój ład, dlatego nie powinno go być, nawet jeśli straci na tym mój bliźni, który nie spotka się w Komunii z Chrystusem w każdą niedzielę. Przykład trzeci, taki, który mnie osobiście najbardziej boli, to nadmierny schematyzm w ruchach odnowy Kościoła. Znam wielu wspaniałych ludzi, którzy odeszli z Ruchu Światło–Życie dlatego, że nie wpisywali się w ramki wyznaczone przez bardzo prawych i pobożnych moderatorów. Znam ludzi z innych wspólnot i ruchów, którzy w swoich wspólnotach spotkali się z podobnym problemem. Wiem, że tak nie powinno być.
Myślę, że tu właśnie mogę napisać: Bóg nie chce Kościoła, w którym na pierwszym miejscu jest ład i porządek, który zawsze i wszędzie jest taki sam. Taki sam pozostanie fundament: Jezus Chrystus i Jego Ewangelia. Natomiast cała reszta może być inna i inna na pewno będzie. Bo jak do ludzkiej natury należy umiłowanie porządku, tak samo faktem niezaprzeczalnym są różnice między ludźmi, bogactwo kultur, języków, zachowań, myślenia. Bóg nie kieruje swojej Ewangelii do „przeciętnego człowieka”, ale do każdego indywidualnie. I choć sama Ewangelia pozostanie ta sama, to jednak inny będzie Boży przekaz, bo inni będą ludzie. Bóg jest większy niż to, co ludzi dzieli. Prawdziwa wspólnota, z łacińskiego communia, nie polega na ujednoliceniu ludzkiego spojrzenia na Boga. Prawdziwa wspólnota to przyjęcie drugiego człowieka, innych ludzi z ich odmiennością i z całym bogactwem, które mogą przekazać.
Lubię odwiedzać różne kościoły. Te romańskie, gotyckie, barokowe, a także całkiem współczesne. I choć są takie świątynie, w których modli mi się lepiej niż w innych, to jednak jestem przekonany, że każda z nich powstała dla Bożej chwały i że Bogu na tych bardzo różniących się od siebie budowlach zależy. (Nawet jeśli według ludzkiej estetyki są koszmarne.) Podobnie jest z Bożym planem dla każdego człowieka: Bóg stworzył nas różnymi, ale dla każdego z nas ma jedno zbawienie. I chce, żebyśmy w Nim stanowili jedno, ubogacając się nawzajem swoją różnością.