Chociaż Republika Mołdowy – bo tak brzmi oficjalna nazwa tego kraju – leży w Europie, przez lata nie kojarzyłam tej nazwy z naszym kontynentem. Ba, kto z nas słyszał o Mołdowie? Mołdawia (zde-cydowanie bardziej swojska i znajoma nazwa), maleńki kraik, wciśnięty między Ukrainę a Rumunię, której przez lata był prowincją, wydaje się leżeć na końcu świata. Została włączona do ZSRR pod koniec II wojny światowej. Już w 1991 roku uzyskała niezależność, ale siły rosyjskie pozostały na wschodnim brzegu Dniestru, stając się protektorem przeważającej w tym rejonie ludności słowiańskiej, złożonej głównie z Ukraińców i Rosjan, która proklamowała Republikę Naddniestrza. Tej granicy nie ma na żadnej mapie świata, ale jest bardzo realnie obecna w życiu mieszkańców – choćby przez to, że nie sposób się dodzwonić do rodziny mieszkającej po jej drugiej stronie.
Ziemie między Prutem a Cze-remoszem przywołują wspomnienia o Polsce „od morza do morza”. Stepy szerokie, barwne opowieści o rajskiej Besarabii należą do kresowego dziedzictwa Polaków. W północnej Mołdawii na każdym kroku można spotkać różnego rodzaju polonica, wielu ludzi przyznaje się do polskich korzeni, wielu zachowało, mimo niesprzyjających warunków, świadomość narodową i uważa się za Polaków. Tak jest też w Bielcach, gdzie mieszkają Julia i Igor Deliu z Anią i Saszą.
Miasto ma obecnie zdecydowanie rosyjski charakter, ale w XIX wieku Polacy stanowili tam gospodarczą elitę. Magnesem przyciągającym ich do tego miasta był fakt, że istniała w nim od roku 1828 katolicka parafia, składająca się z Ormian i Polaków i odgrywająca w życiu miasteczka znaczącą rolę.
Tutaj zaczyna się nasza opowieść.
Wołanie
Ks. Jacek Puć do Mołdawii przyjechał w zasadzie przypadkiem na początku lat 90. XX wieku. W Bielcach znalazł się, gdy tutejszej wspólnocie udało się już odzyskać poormiański kościół. W tygodniu na msze święte przychodziło wtedy po kilka, w niedziele kilkadziesiąt osób. Mieszkał przy kaplicy zorganizowanej w prywatnym domu, prowadził tam całe duszpasterstwo, a z niewielką grupą wiernych kontynuował remont kościoła. Aby parafia zaczęła się rozwijać, postanowił jej odrodzenie połączyć z odrodzeniem w Bielcach polskości. Z jego inicjatywy powstało Stowarzyszenie „Dom Polski”, które rozpoczęło różnoraką działalność, co spowodowało napływ ludzi do parafii. To on także zaczął starania o budowę obecnego kościoła w centrum miasta.
Na przełomie września i paź-dziernika 2004 roku właśnie do tej parafii został zaproszony ks. Stanisław Orzechowski z Wrocławia, by poprowadzić misje święte. Waldek Bykowski, jeden z uczestników wyjazdu, został poruszony opowieściami kilku małżeństw, które dzieliły się z nim pragnieniem życia z Bogiem. „Nie zapomnę pożegnania z nimi, kiedy stojąc pod kościo-łem, w wieczornym chłodzie i deszczu pytali: «Co z nami bę-dzie? Co mamy robić?» Prosiłem ich tylko, by wytrwale się modlili i zaufali, że Bóg słyszy to woła-nie” – wspomina.
Po tych rekolekcjach, jesienią 2004 roku, Julia i Igor powołali do życia małą grupę, złożoną z kilku par małżeńskich i zaczęli się systematycznie spotykać. Na początku wybierali temat dotyczący na przykład małżeństwa czy rodziny i rozmawiali o nim. Jednak nie bardzo mieli wizję tego, jak te spotkania miałyby wyglądać, co mieliby robić. Szukali rodzin chrześcijańskich, szukali objawów wiary, jak to trzeba robić w krajach byłego Związku Radzieckiego. Mieli potrzebę serca, aby żyć w inny sposób niż ten lansowany przez świat, chcieli brać przykład z małżeństw sakramentalnych, aby żyć w małżeństwie po chrześcijańsku. Trudno im było znaleźć pomoc, bo wszyscy potrzebowali wzorców.
Wiosna
W 2006 roku wspólnota „Wiosna Rodzin” spotykająca się w duszpasterstwie ks. Orzechowskiego sfinansowała pobyt w Polsce kilku rodzin z Mołdawii i Naddnies-trza. Mieszkały one przez tydzień u polskich rodzin, poznawały się, zawiązywały relacje, a później wspólnie przeżywały tygodniowe rekolekcje. Waldek Bykowski zapytał wtedy Jolę i Jurka Prokopiuków, czy mogliby gościć jedną z nich. Ponieważ ci akurat nie planowali wyjazdów, zgodzili się bez oporów. To u nich zamieszkali Julia i Igor.
„Małżeństwo, które gościliśmy” – opowiada Jurek – „było w jakiś sposób wyjątkowe. Wydaje mi się dziś, że ta wyjątkowość polegała na niezwykłej gorliwości o to, by poznawać Boga. Nie wiem dlaczego, ale miałem przekonanie, że jest w nich jakiś niezwykły potencjał duchowy”. O Julii i Igorze wiele opowiadali swojemu kręgowi. O ich żywej wierze, zaangażowaniu i o tym, jak po intensywnym dniu pełnym spotkań, konferencji, zwiedzania, po położeniu dzieci spać, siadali do modlitwy małżeńskiej, przy świecy stawianej na białej serwetce, które przywieźli ze sobą. Jak sami powiedzieli, dopiero po przyjeździe do Polski i mieszkaniu wśród rodzin poczuli, że tak właśnie chcieliby żyć.
Rekolekcje w Polsce pozwoliły młodym rodzinom z Bielc uwierzyć w siebie i umocniły ich w wierze. Sporadyczne kontakty mailowe pokazały, że zostały nawiązane relacje, że jest w mołdawskich rodzinach oprócz wdzięczności nadzieja na dalsze owoce i rozwój wiary.
Wtedy w Jurku zrodziło się przekonanie, że warto by z Julią i Igorem podzielić się doświadczeniem Jezusa, które było ich udziałem dzięki Ruchowi Światło-Życie. Akurat Aida i Tadeusz Matysowie z ich kręgu organizowali pierwszy stopień. Postarali się wspólnie wciągnąć całą Maciejówkową wspólnotę do pomocy w sfinansowaniu przy-jazdu rodziny z Bielc. Tematem pracy rocznej Ruchu było wtedy hasło „Idźcie i głoście”…
W 2007 roku wrocławska „ini-cjatywa mołdawska” zaczęła być realizowana dwiema, pozornie zupełnie odrębnymi, ścieżkami.
Gorąca linia
W lipcu 2007 roku Julia i Igor przyjechali na rekolekcje do Polski. Nie wiedzieli, co się będzie działo, ale z ochotą wyruszyli pociągiem w trwającą 26 godzin podróż: z kilkoma przesiadkami, z dwójką małych dzieci, z wózkiem, kołderkami, kocykami, bagażami. Ania miała wtedy trochę ponad 2 latka, a Sasza 5. Igor otrzymał jedynie 10 dni urlopu częściowo płatnego, a za resztę żadnego wynagrodzenia (takie są realia mołdawskie – a trzeba pamiętać, że ich wyjazd na oazę do Polski trwał około 19 dni). I był to dla nich jedyny właściwy wybór spośród wielu. Po powrocie do domu musieli się borykać z brakiem pieniędzy.
Okazało się, że w czasie rekolekcji nie doświadczali żadnych barier ani kulturowych, ani językowych (zresztą część materiałów dla nich i małżeństwa z Kazachstanu, które również uczestniczyło w tych rekolekcjach, została przetłumaczona na język rosyjski). Wkrótce po przyjeździe poczuli, że odnaleźli to, czego szukali. Spontanicznie pojawiła się u nich chęć kontynuacji formacji. Po powrocie do domu chcieli wszystkim opowie-dzieć, czego doświadczyli w cza-sie spotkania z Bogiem i ludźmi we wspólnocie – że można żyć inaczej, głębiej, że Pan Bóg powołuje małżonków do jedności. Jak mówią – to właśnie na rekolekcjach nauczyli się modlić Słowem Bożym, nauczyli się modlitwy małżeńskiej opartej na Słowie Jezusa i Namiotu Spotkania. Wcześniej modlili się wspólnie, ale bez tekstów Pisma św. Mocno doświadczyli działania Pana Boga w małżeństwie i wspólnocie, w rodzinie. Wyjechali umocnieni i silni. Jednak w swojej wspólnocie nie znaleźli takiego samego zapału, gdyż bardzo różne były ich doświadczenia.
Julia i Igor uczestniczyli w kolejnych latach w oazach rodzin II i III stopnia. Po tych latach Aida i Tadeusz stwierdzają, że to chyba właśnie dla nich, chociaż na pewno nie tylko, Pan Bóg ich uzdalniał i powoływał do prowadzenia pod rząd (rok po roku) kolejnych trzech stopni rekolekcji. O swoich kontaktach z Julią i Igorem mogliby napisać książkę. Współpraca trwa nieustannie od 2007 roku. Na początku były to akcje zbierania funduszy na przyjazd i pobyt na rekolekcjach. „Zawsze jesteśmy do ich dyspozycji, gdy potrzebują naszej pomocy czy rady” – stwierdzają. „Kupujemy im z własnych zasobów i przekazujemy zeszyty formacyjne i inne pozycje książkowe Ruchu. W okresach trudnych nasza linia Skype z Mołdawią bywała rozgrzana do czerwoności. To również dla takiej potrzeby Pan Bóg umożliwia nam kontakt ze światem za pomocą łączy in-ternetowych. Dla naszych kon-taktów z Julią i Igorem to błogosławiony sposób wręcz natych- miastowego rozwiązywania trudności i zaspokojenia potrzeb uzyskania porady czy pociechy”.
Przyjaciele na wschodzie
Drugą nitkę pociągnęli ze Wspólnotą „Wiosna Rodzin” Jola i Jurek Prokopiukowie. „Dość niespodziewanie zgłosił się do nas ponownie Waldek Bykowski, prosząc, aby poprowadzić rekolekcje dla nowej grupy małżeństw, które miały przyjechać z Mołdawii” – wspomina Jurek. – „Ode-braliśmy to jako wezwanie od Pana i w 2008 roku z o. Krzysztofem Antoniewiczem SJ poprowadziliśmy w Lanckoronie rekolekcje ewangelizacyjne, a w 2009 roku rekolekcje postewangeliza- cyjne dla rodzin z Polski i Mołdawii, oparte o elementy formacji Ruchu Światło-Życie. Jarek i Małgosia Hermanowie wspierali nas jako Diakonia Muzyczna, Janka Wytrwał z naszej wspólnoty przygotowała rosyjskie tłumaczenia materiałów rekolekcyjnych, a wspólnota DK Gajków – Kamieniec – Wojnów współfinansowała te rekolekcje. W mojej pamięci pozostało niezwykłe doświadczenie jedności i współpracy z różnymi wspólnotami z Wrocławia, które były zaanga- żowane w organizację. Sami wiele się nauczyliśmy, choćby działania w wierze. Przykład: budżet na początku każdego pobytu Mołdawian nigdy się nie domykał, ale Waldek Bykowski (który był głównym organizatorem) był przekonany, że jest to dzieło Boże, a skoro tak, to Pan się o nie zatroszczy. Rzeczywiście tak było. Z pobytu Mołdawian w 2009 roku pamiętam sytuację, gdy na dwa dni przed ich wyjazdem brakowało pieniędzy na zakup biletów powrotnych. Wtedy, zupełnie niespodziewanie, dostałem sms (później dowiedziałem się od kogo) z pytaniem „Czy potrzebujecie jeszcze pieniędzy?”, szybko odpisałem, że tak, i podałem, że 1000 zł. Sekundy później nowy sms mówił, że jutro będą na moim koncie. Pan w ciągu chwili zatroszczył się o tych, którzy przyjechali, aby szukać Jego Królestwa”.
Owocem tych rekolekcji jest grupa małżeństw spotykająca się w parafii św. Józefa w Rybnicy na terenie Naddniestrza, niezwykle zaangażowana w życie parafialne (ale nie jest to grupa Domowego Kościoła). Przez cały rok po rekolekcjach utrzymywa-no stały kontakt z proboszczem, ks. Tadeuszem Magierowskim i rodzinami. W marcu 2010 roku Jurek wybrał się do Mołdawii i Naddniestrza, aby zobaczyć, jak radzą sobie rodziny, jakie są ich problemy.
„Po przejechaniu przez most na Dniestrze i granicy Republiki Naddniestrza, państwa nieuznawanego przez nikogo oprócz Rosji, od razu zauważyliśmy błyszczące w słońcu wieże sąsiadujących ze sobą cerkwi prawosławnej i kościoła katolickiego św. Józefa, który był celem naszej podróży” – wspomina. – „To sąsiedztwo jest znamienne – wszędzie spotykaliśmy się z mieszaniną kultur, narodów i języków. Wieczorem rozmawialiśmy z ks. Tadeuszem o jego parafii. Gdy piętnaście lat temu rozpoczynał swoją posługę jako pierwszy kapłan po prawie 60 latach oświeconego materializmu i zburzeniu poprzedniej świątyni, wskazano mu teren starego cmentarza i śmietniska jako miejsce na kościół. Do prowizorycznej kaplicy przychodziło 30 osób. Dziś parafia to około 250 osób i piękna świątynia. 19 marca, dzień odpustu na św. Józefa, przekonuje mnie, że ten rodzący się na wschodzie Kościół żyje. Dziwne dla nas doświadczenie – liturgia sprawowana była w języku polskim i rosyjskim przez biskupa pochodzenia rumuńskiego, a nie-które pieśni śpiewaliśmy po ukraińsku! Tego samego dnia wieczorem spotkaliśmy się z małżeństwami, które przeżywały w Polsce rekolekcje.
Mimo wielu codziennych trudności, często dla nas niewyobrażalnych (przeciętne wynagrodzenia to około 200 dolarów przy porównywalnych z naszymi cenach wypłacane są często częściowo lub wcale) wielu z nich dzieli się z innymi tym, co posiadają. Żenia i Katia, sami żyjąc skromnie, oddają jeszcze część tego, co posiadają i swój czas dzieciom z domu dziecka. Spracowane, twarde ręce Sierioży pokazują, ile wysiłku włożył w budowę Kościoła. Prawdziwe filary wschodniego Kościoła to jednak proste, starsze kobiety, które z narażeniem życia, wśród komunistycznych prześladowań, przechowały wiarę, chrzciły i katechizowały.
W czasie tej podróży odwiedziłem również w Bielcach rodzinę Igora i Julii oraz pozostałe rodziny. Podczas spotkania z nimi uświadomiłem sobie nagle, że chyba jestem świadkiem narodzin pierwszego kręgu Domowego Kościoła na terenie Mołdawii! To pewnie dlatego, że prowadzący Igor i Julia byli tak «prze-niknięci» charyzmatem Ruchu Światło-Życie, że to przekonanie narzucało się samo”.
Drogi prowadzą do Bielc
Igor i Julia wraz z innymi małżeństwami z kręgu i parafii mocno zaangażowali się w życie parafialne. Julia pracuje w Caritasie w centrum dziennym dla dzieci i współuczestniczy w organizacji różnego rodzaju kiermaszy, festynów, świąt, uroczystości. Robią i sprzedają wraz z dziećmi i dorosłymi kartki świąteczne, ozdo-by, dewocjonalia itp. W Caritasie opiekuje się grupą dzieci, jeździ z nimi na konkursy.
Nie jest łatwo pracować w parafii, gdzie w mieście blisko 130-tysięcznym jest jeden kościół. W zasadzie wszyscy wierni znają się, czują się wspólnotą, gorąco angażują w życie parafii, Kościoła, a przecież nadal mają o wiele więcej przeszkód w wyznawaniu wiary, życiu katolickim niż my, w Polsce. Oni żyją Kościołem, wspólnotą, Jezusem, choć świat zewnętrzny jest niezwykle nieprzychylny.
Małżeństwa z kręgu, w którym pracowali w Bielcach Igor i Julia, zastanawiały się, z jakich materiałów mają korzystać, czy ma to być krąg Domowego Kościoła czy inna forma spotkań. W roku formacyjnym 2009/2010 pracowali już na materiałach I roku pracy. Było im trudno przełamać opory grupy przed zobowiązaniami. Przeżywali chwile zwątpienia, zastanawiali się, po co jeździli na rekolekcje, skoro ludzkie decyzje niechcenia wiązały ich zapał. I wtedy Pan zadziałał po raz kolejny.
Gdy Julia z Igorem kończyli rekolekcje III stopnia w Polsce, razem z Aidą i Tadeuszem byli trochę zatroskani o to, co mają robić dalej. Właśnie wtedy – zupełnie nieoczekiwanie – skontaktował się z Jurkiem Prokopiukiem ks. Piotr Główka, który pod koniec sierpnia wyjeżdżał do Centrum Ewangelizacji „Światło-Życie” w Gwardijskim na ukraińskim Podolu. Z racji wyjazdu zaczął się mocniej interesować wszystkimi wiadomościami w in-ternecie, które mówiły o tej części byłego Związku Radzieckie- go. Na stronie oazowej przeczy-tał poruszające świadectwo Igora i Julii. Pisali tam też o trudach kontynuowania formacji w Mołdawii bez innych wspólnot Ruchu i bez pasterzy. Sprawdził na mapie, że Centrum w Gwardij-skim znajduje się tylko około 120 km od Mołdawii, więc można by się nimi zaopiekować.
Punkt zwrotny
W listopadzie ks. Piotr przyjechał do parafii w Bielcach. Opowiadał o oazie, to samo co wcześniej Julia i Igor, i to był przełom w życiu wspólnoty.
„Pojechaliśmy tam z księdzem Pawłem Rossą, od kilku już lat pracującym na Ukrainie” – wspomina ks. Piotr. – „Niezwykła była otwartość duszpasterzy w Bielcach i niezwykła gorliwość Julii i Igora. Z naszej strony od razu widzieliśmy to, czego doświadczam wszędzie – także i w Polsce. Ludzie nie potrzebują wiele od księdza – tylko troski dusz-pasterskiej. Widać, że sama nasza obecność już wystarczy, by ludzie z większą gorliwością ruszyli drogą wzrostu duchowego”.
Udało się zaprosić małżeństwa z Bielc na krótkie rekolekcje „Tobiasz i Sara” do Mohylewa Podolskiego, znajdującego się na samej granicy ukraińsko-mołdaw-skiej. Były to bardzo ważne pier-wsze bezpośrednie kontakty Domowego Kościoła na Ukrainie z pierwszym kręgiem w Mołda-wii. Dzięki temu wiosenna wy-prawa do Mołdawii z księdzem Jarkiem Gąsiorkiem – moderator-em Centrum Ewangelizacji – przyniosła wspaniały skutek, ja-kim było liczne uczestnictwo małżeństw z bieleckiego kręgu w ukraińskiej oazie I stopnia w Zaryczanach pod Żytomierzem. Julia i Igor byli jedyną parą po prawie podstawowej formacji. Zostali na tej oazie animatorami.
„Zdecydowali się nawet przyjechać rodzice maleńkiej, mocno cierpiącej na astmę z powodu alergii, Ewelinki, która swoim wdziękiem i radością zdobyła serca wszystkich uczestników zarówno oazy rodzinnej, jak i młodzieżowej, przeżywającej obok swoje rekolekcje” – podkreśla ks. Piotr. – „W modlitwie wstawienniczej modlił się o jej zdrowie sam biskup kamieniecko-podol-ski, Leon Dubrawski. Takiego mamy biskupa!”
Teraz – jesienią 2010 roku – ta „zagranica” ukraińska nie jest już dla Mołdawian tak straszna i nieznana. Okazuje się, że braci z Ruchu mają nie tylko daleko w Polsce, ale i „tuż za miedzą”. Przyjechali jednym samochodem do Sanktuarium Matki Bożej w Letyczowie na Pielgrzymkę Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, a przedstawiciele ukraińskiego Domowego Kościoła pojechali z księżmi na poświęcenie ich kościoła parafialnego po dwudziestu latach od odnowy życia katolickiej wspólnoty w Bielcach.
Teraz pierwszy krąg Domowego Kościoła w Mołdawii nie tylko nie musi być podtrzymywany przy życiu, ale myśli o tym, jak dalej ewangelizować. Pomagają także odnaleźć młodzież, która będzie chciała pójść za Chrystusem drogą formacji oazowej. „Ostatnio otrzymali materiały na drugi rok pracy” – podsumowuje Aida – „a także materiały ewangelizacyjne, gdyż po wspólnych rozważaniach, naszych z nimi i ich z ks. Piotrem Główką, doszliśmy do wniosku, że po rekolekcjach, które głosił w ostatnich dniach w Bielcach ks. Orzechowski, powinni zaprosić inne małżeństwa, młodzież i osoby samotne na cykl spotkań z Ewangelią św. Łukasza, potem św. Jana, a resztę już poprowadzi sam Mistrz Jezus”.
Sploty i węzły
Pan Bóg opowiada najdziwniejsze i najbardziej niewiarygodne historie. Z kontaktów ks. Piotra, Jurka i Mołdawian zrodził się pomysł zaproszenia młodzieży na międzynarodowe rekolekcje Ruchu w Krościenku. Zupełnie „przypadkowo” w ubiegłym roku opiekun ośrodka, w którym odbywała się oaza III stopnia or-ganizowana przez Aidę i Tadeusza, wiedząc, w jaki sposób zdobywają pieniądze na przyjazd małżeństw z państw wschodnich, udzielił im rabatu w wysokości cen podróży do Mołdawii. Te pieniądze zostały przekazane na pokrycie kosztów przyjazdu i kieszonkowego dziewcząt.
W Mission Oasis wzięły udział dwie dziewczyny z Kiszyniowa i dwie z Rybnicy. „Z tego, co przeczytałem na stronach inter-netowych Ruchu, dziewczyny są zapalone do dalszej pracy” – stwierdza Jurek. – „Dobrze, że ks. Piotr jest blisko na Ukrainie, to będą miały wsparcie”.
Tylko Pan Bóg może z takich nitek utkać historię nie tylko jednego ludzkiego życia. A ks. Piotr dodaje: „Co ciekawe – z Jurkiem Prokopiukiem do tej pory nie dane nam było jeszcze spotkać się osobiście. Jedyny nasz kontakt jest wirtualny – w necie, a mimo to możemy razem rozwijać działalność ewangelizacyjną w Mołdawii, w której żaden z nas nie mieszka. Pamiętajcie o nas – tak jak oni – potrzebujemy waszej pomocy w ewangelizacji”.