Radość Ewangelii

(200 -czerwiec -sierpień2014)

z cyklu "Ze wszystkich narodów"

Oazo, na misje!

rozmowa z Kasią Chojnacką i ks. Tomaszem Dadkiej

W niedzielę 4 maja w Gnieźnie, podczas dorocznego odpustu ku czci św. bp Wojciecha, patrona Polski, grupa 41 misjonarzy otrzymała krzyże misyjne z rąk abp. Celestino Migliore, Nuncjusza Apostolskiego w Polsce. Posłanie misyjne odbyło się w podniosłej atmosferze. W cieniu katedry gnieźnieńskiej, obok relikwii pierwszego misjonarza polskich ziem, w tydzień po kanonizacji Jana Pawła II.

Dwoje z grona wybranych przez Pana do pełnienia misji ad gentes, należy do Ruchu Światło-Życie. Kasia Chojnacka, animatorka z diecezji warszawsko-praskiej, wyjeżdża do Demokratycznej Republiki Konga, do miejscowości Kabinda, w której posługuje Wspólnota Błogosławieństw. Ksiądz Tomasz Dadek z diecezji bydgoskiej, były moderator diecezjalny Ruchu Światło-Życie, wyjeżdża na misje do diecezji Astana w Kazachstanie. Oboje wraz z pozostałymi misjonarzami świeckimi i konsekrowanymi, przygotowywali się do wyjazdu w Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie.

Kasia: Mission – Impossible without God

Czy po pobycie w CFM czujesz się przygotowana?

Czy Abraham wyruszając w wieku 75 lat i to w nieznane mógł czuć się przygotowany? Wydaje mi się, że nie. Ja również nie czuję, abym była przygotowana na coś co jest dla mnie nieznane, nieznany ląd, klimat, nieznane plemiona, nieznana kultura. Niewątpliwie jestem Panu wdzięczna za ten czas spędzony tutaj w Centrum Formacji Misyjnej. Słowem, z którym rozpoczęłam ten rok formacji tutaj było słowo z Syr. 2, 1: „Synu, jeśli masz zamiar służyć Panu, przygotuj swą duszę na doświadczenie”. Dla mnie tym doświadczeniem było doświadczenie swoich słabości, emocji, trudnych relacji z innymi. Pan dał mi taką możliwość, abym mogła skonfrontować się sama ze sobą, pobyć ze sobą i nie załamać się, ale rzucić się w Jego ramiona i pozwolić Jemu działać we mnie i przeze mnie. Po otrzymaniu krzyża misyjnego dostałam piękną, ręcznie robioną, kartę, na której jest napisane: Mission – Impossible without God. I to jest, moim zdaniem, odpowiedź na wszystkie pytania i wątpliwości.

Czy jest w Tobie jakiś lęk przed wyjazdem w nieznane?

Tak, tak po ludzku się boję. Wczoraj była taka piękna modlitwa podczas I Nieszporów o św. Wojciechu, która bardzo zapadła mi w pamięci: „Panie, wspomóż swoją łaską naszą słabość…” Muszę przyznać, że mam bardzo mocne doświadczenie własnej słabości. W momencie, kiedy został kupiony dla mnie bilet na konkretną datę, zaczęłam się stresować. Pojawiły się myśli odstraszające: „czy na pewno mam tam jechać?”, „może Ty, Panie, wcale tego nie chciałeś?”, „może lepiej zostać tu, gdzie mam takie swoje bezpieczne miejsce”. Ale Pan Bóg działa i podtrzymuje mnie, dając różne, bardzo konkretne znaki. Ostatnio obejrzałam film o Janie XXIII, który za każdym razem, gdy otrzymywał od Papieża dekret, że ma jako kapłan służyć w danym miejscu, pytał: „Ale czy ja dam radę?”. To jest właśnie tajemnica powołania, że Pan Bóg wybiera i powołuje słabych, aby dzięki temu mógł On Sam objawić Swoją moc. 

Przed uroczystościami w Gnieźnie mieliśmy kilka dni rekolekcji, które głosił dla nas Ojciec Biały Francis Barnes. Powiedział on takie słowa, które bardzo mnie poruszyły: „Wiara nie jest posiadaniem – to podróż. To podróż, która rozpoczyna się w słabości, która prowadzi nas przez ciemność i ból do światła i naszej przemiany.” To właśnie w wierze poznaję siebie, poznaję moje słabości, to ona daje mi odwagę, aby wołać do Jezusa, aby był moją siłą, moją wiarą, moim światłem, aby iść tam, gdzie On mnie dziś chce mieć – czyli w Kabindzie, aby razem z braćmi i siostrami ze Wspólnoty Błogosławieństw być dla biednych, dostrzegać w nich Chrystusa i jednocześnie nieść im Jego miłość. Ten region, w którym będę pracować – Kasai Wschodnie, – jest bardzo biednym regionem. Cieszę się, że będę żyć tam we Wspólnocie Błogosławieństw, która od 1982 służy w tym miejscu, prowadząc między innymi szpital oraz ośrodek dla osób odrzuconych np. wdów, chorych, dzieci.

Mój ludzki lęk znika wobec Słowa, który towarzyszy mi od Wielkiego Tygodnia tego roku. Jest to tekst powołania Gedeona z Księgi Sędziów 6,14: „Idź z tą siłą, jaką posiadasz, i wybaw Izraela z ręki Madianitów. Czyż nie Ja ciebie posyłam?”. Mam przyjąć to, kim i jaka jestem i pozwolić Panu działać i okazywać Swoją moc. 

Spotkałaś się już wcześniej ze Wspólnotą Błogosławieństw? 

Tak, we Francji i w Belgii. Z tego co wiem, w Kabindzie jest tylko kilkoro Europejczyków, a reszta osób we Wspólnocie pochodzi z Afryki. Bardzo się cieszę, że Wspólnota Błogosławieństw składa się z sióstr, braci i osób świeckich. 

A jak odkryłaś swoje misyjne powołanie?

Ja o tym myślałam od zawsze, od szkoły podstawowej, przez liceum. Pamiętam, kiedyś przyjechał do Warszawy Jean Vanier. Będąc na tym spotkaniu, rozmawiałam z pewnym ojcem franciszkaninem, który przyjechał z Kenii. Dzieliłam się z nim moim pragnieniem wyjazdu na misje, a on skutecznie mi to odradzał, mówiąc, że osobom świeckim jest bardzo trudno żyć i funkcjonować na misjach. I wtedy odrzuciłam te moje myśli.

Ale potem Pan Bóg postawił na mojej drodze ojca Bashoborę. Pracowałam wtedy jako nauczycielka wspomagająca w jednym z warszawskich gimnazjów. Pomyślałam sobie: mam czas i pieniądze, czemu by nie pojechać na dwa miesiące do Ugandy do ojca Johna. On się zgodził. Byłam bardzo zadowolona. Zbliżał się koniec roku szkolnego i zaczęły krążyć w naszym gimnazjum plotki, że z powodu redukcji etatów będą likwidowane klasy integracyjne, a co za tym idzie my jako nauczyciele wspomagający stracimy pracę. Pomyślałam wtedy, że jeśli by tak miało być, to czemu mam nie zostać w Ugandzie i tam uczyć dzieci. Pewnej środy w drodze do szkoły przyszła mi do głowy taka myśl, że jeżeli dostanę wypowiedzenie, to może to jest ten moment, aby coś nowego w życiu zrobić. I właśnie tego dnia dyrektor wezwał mnie do siebie – byłam pierwszą osobą, której wręczył wypowiedzenie. Tak też powoli wszystko zaczęło się układać. Zgłosiłam się do ks. Dyrektora do spraw misji w mojej diecezji z moim pragnieniem wyjazdu na misje, jako misjonarka świecka. Chciałam pojechać do Ugandy, jednak kwestia języka okazała się dla mnie zbyt dużą przeszkodą. Mam zdany egzamin z języka angielskiego, ale ten język mi „nie leży”. Natomiast bardzo dobrze czuję się w języku francuskim i pewnego dnia zdecydowaliśmy, że pojadę jednak do kraju francuskojęzycznego. Początkowo krajem tym miała być Republika Środkowoafrykańska, ale tam zaczęło być niebezpiecznie i tak Pan dał mi Wspólnotę Błogosławieństw w Kabindzie. Dodam też, że kiedy w październiku zeszłego roku spędziłam dwa tygodnie w Tuluzie właśnie we Wspólnocie Błogosławieństw, gdzie pojechałam na śluby wieczyste mojej znajomej, Pan po raz kolejny dał mi do rozważania słowo z Księgi Wyjścia 12,1: „Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca do kraju, który ci ukażę”. To właśnie wtedy powiedziałam Panu: „Jeśli tego chcesz, a powtarzasz mi te słowa już od dawna, to wyjdę”. Po powrocie z Tuluzy zamieszkałam w Centrum Formacji Misyjnej i zaczęłam się przygotowywać do wyjazdu. To właśnie tutaj poznałam (a w zasadzie to ona sama mi się przedstawiła) Bakhitę – świętą pochodzącą z Sudanu. Obejrzałam o niej film, przeczytałam książkę i pomyślałam: nareszcie odnalazłam „swoją świętą”. Mam kilkoro świętych, którzy są mi bardzo bliscy, ale ta urzekła mnie swoją wielką prostotą i miłością do Boga i ludzi). Niespełna tydzień później dostałam medalik w kształcie Afryki z jej relikwiami. Osoba, która mi go ofiarowała, nie miała zielonego pojęcia, że właśnie ta święta ostatnio stała mi się tak bliska. Zatem zarówno św. Bakhitę, jak i św. Jana XXIII proszę o mocne wstawiennictwo na moich misyjnych drogach. 

Masz już datę wyjazdu – dwudziesty czwarty dzień czerwca 2014 roku. Jakie formalności pozostały jeszcze do załatwienia?

Wiza, notariusz – aby np. napisać testament :), zakup najpotrzebniejszych rzeczy. 

Czy masz jakieś marzenia?

Cytując Psalmistę: „Powierz Panu swoją drogę i zaufaj Mu, a On spełni pragnienia Twego serca” (por. Ps 37,4-5), mogę powiedzieć, że właśnie to On spełnia moje największe pragnienie. Wyruszam w podróż, o której marzyłam wiele razy i wierzę głęboko, że na tej drodze On będzie moim Bogiem i wypełni tę obietnicę, którą ma dla mnie – nowej ziemi, nowego życia. Dodam jeszcze, że ten fragment psalmu 37 w szkole podstawowej napisałam na biurku właśnie z myślą o wyjeździe na misje do Afryki ;)

Za czym będziesz najbardziej tęsknić?

Zmieniając nieco pytanie, odpowiem nie za czym, ale za kim będę tęsknić. Za obecnością osób, które są tak bliskie memu sercu, które postawił na mojej drodze Pan i które nauczył mnie kochać. Za rozmowami z nimi. Za tym, że zawsze były na wyciągnięcie ręki. Za moimi Przyjaciółmi, bo wiem, że z nimi czuję się bezpiecznie, że są to dla mnie najdroższe relacje w życiu. A tu w pewien konkretny, wręcz namacalny sposób, dla Niego poświęcam te relacje, te osoby, rezygnuję z daru, który przynosi mi radość, miłość, życie. I tu nie chodzi o to, że już tych relacji nie będzie. O nie. One będą, ale nabiorą innych barw, innego wymiaru, chociażby przez to, że jak np. będę chorować na malarię, to Mai, Irenki nie będzie obok mnie – będą daleko. To będzie dla mnie bardzo trudna i bolesna tęsknota.

Jakiego wsparcia życzyłabyś sobie ze strony wspólnoty Ruchu Światło-Życie?

Na pewno modlitewnego, ale też takiego zwykłego kontaktu, tu pozostaje e-mailowy, ale nie będę ukrywać, że każdy grosz też przyda mi się, aby móc tam na miejscu normalnie funkcjonować. 

Co chciałabyś przekazać czytelnikom Wieczernika? 

Chciałabym zacytować słowa z Adhortacji „Evangelii Gaudium” Papieża Franciszka:

„Każdy chrześcijanin jest misjonarzem w takiej mierze, w jakiej spotkał się z miłością Boga w Chrystusie Jezusie. Nie mówmy już więcej, że jesteśmy «uczniami» i «misjonarzami», ale zawsze, że jesteśmy «uczniami-misjonarzami». Jeśli nie jesteśmy przekonani, popatrzmy na pierwszych uczniów, którzy natychmiast po doświadczeniu spojrzenia Jezusa, szli głosić Go pełni radości: «Znaleźliśmy Mesjasza» (J 1, 41). Samarytanka, tuż po zakończeniu swego dialogu z Jezusem, stała się misjonarką, i wielu Samarytan uwierzyło w Jezusa «dzięki słowu kobiety» (J 4, 39). Również św. Paweł po swoim spotkaniu z Jezusem Chrystusem «zaraz zaczął głosić w synagogach, że Jezus jest Synem Bożym» (Dz 9, 20). A my na co czekamy?”

(gdzieś na koniec: Cieszę się, bo będę w końcu mogła robić sjestę w ciągu dnia i nikt mi nie będzie przeszkadzał. :))

 

Ksiądz Tomek. Jeździec kazachskich stepów

Kiedy wyjazd na kazachskie stepy?

W połowie sierpnia. Właśnie rozmawiałem z biskupem Tomaszem z Astany i ustaliliśmy termin wyjazdu na 15 sierpnia, święto Matki Bożej, tak, aby rano Mszę odprawić i wyruszyć. Do jakiej parafii trafię, jeszcze nie wiadomo. Jest taka tradycja, że na początku nowy misjonarz przebywa przez około 3-4 miesiące w parafii u kapłana, który posługuje tam już dłużej. Jest to czas na przyzwyczajenie się do nowych warunków i podszkolenie języka. 

Czuje się Ksiądz pewnie językowo?

Po intensywnych kursach w Centrum Formacji Misyjnej mamy bardzo dobre podstawy, potrafimy odprawiać Mszę Świętą po rosyjsku i mówić kazania, ale trzeba będzie to sprawdzić w praktyce. Wiem, że muszę się jeszcze uczyć. Kurs był naprawdę intensywny. Przerabialiśmy bardzo szczegółowo gramatykę, imiesłowy aktywne, bierne, nawet polskiej gramatyki tak dokładnie nie znałem ;-). Dużo mi dało oglądanie filmów po rosyjsku, np. filmu „Ostrov” w oryginale – w ten sposób wspaniale można się osłuchać z językiem rosyjskim. Oglądaliśmy też wiadomości, a dla rozrywki filmy animowane, jak Shreck czy Kung Fu Panda. Najtrudniejsze jest dla mnie jednak wciąż pisanie. Wiem, że będę musiał jeszcze intensywnie nad tym pracować. Najważniejsze, żeby choć podstawowych i oczywistych błędów nie robić.

A czy bierze Ksiądz pod uwagę naukę języka kazachskiego? Wiem, że są w Kazachstanie organizowane takie specjalne kursy dla misjonarzy i sióstr zakonnych.

Jest to bardzo trudny język. Należy do języków tureckich, a ściślej, pochodzi w prostej linii od języka historycznego kipczackiego. Dowiedziałem się pewnej ciekawostki, że język kipczacki rozwijał się w Polsce, kiedy w XV wieku na polskich terenach żyli Ormianie. Oni w tamtym czasie zapisali właśnie w języku kipczackim tekst Pisma Świętego i kiedy Kazachstan odzyskał niepodległość, zastanawiano się, który wariant języka kazachskiego wybrać. Zdecydowano się właśnie na język kipczacki prawny. Wyczytałem jeszcze inną ciekawostkę o związkach Kazachstanu z Polską. Otóż podczas bitwy pod Grunwaldem mogli brać udział Kazachowie, ponieważ były obecne plemiona właśnie z tamtych terenów. Oczywiście po naszej stronie. Wracając jednak do tematu nauki języka kazachskiego, to wychodzę z takiego założenia, że jeśli będzie taka potrzeba, to będę się uczył.

Czy będzie Ksiądz na misjach ambasadorem Ruchu Światło-Życie?

Podczas spotkania z moderatorem generalnym usłyszałem takie słowa: „Ruch was wspiera!”. Kiedy już poznam miejscowe warunki, na pewno chciałbym zacząć jakieś konkretne działania w charyzmacie Ruchu. Ksiądz, który przygotowywał nas do dzisiejszej uroczystości, podkreślał, że misje będą owocne wówczas, kiedy Kościół będzie wysyłał nie pojedynczego kapłana, ale pełną ekipę. To Kościół ma wyjeżdżać na misję, a więc pełna wspólnota, która na miejscu może podejmować skuteczne działania ewangelizacyjne. Ja również uważam, że to będzie przyszłość misji, dlatego chciałbym, aby do parafii, w której będę pracował, przyjechali wolontariusze czy misjonarze z Oazy. Mam nadzieję, że te plany uda się zrealizować.

Jak przeżył Ksiądz dzisiejszą uroczystość?

Przez całą Mszę towarzyszył mi pewien obraz, mianowicie św. Wojciech oraz św. Jan Paweł II patrzący na mnie z nieba. Takie wyobrażenie. I towarzyszyła temu ogromna radość. Ja dzisiaj oddałem Panu Jezusowi całe moje życie i jestem gotowy iść za Nim wszędzie, aż po męczeństwo. To wielkie słowa, dlatego w głębi serca dodałem: „zgadzam się na wszystko, jeśli Ty, Jezu dasz mi siły… bo wiem, jaki jestem słaby…” Tak dzisiaj na początku Mszy powiedziałem Jezusowi i czułem potem wielką radość.

Czy przeświadczenie, że jako polski kapłan wchodzi się na drogę tradycji, wyznaczonej przez takich świętych jak Wojciech i nam współczesny Jan Paweł II, daje Księdzu jakąś szczególną siłę?

Tak, dla mnie jest to ogromnie ważne. W tym miejscu się czuje, że tu jest kolebka naszej wiary. Ja od dziecka z rodzicami przyjeżdżałem do Gniezna na odpust św. Wojciecha. Poza tym, kiedy jeszcze nie było Seminarium Duchownego w Bydgoszczy, pierwsze cztery lata formacji seminaryjnej przeżyłem właśnie w Gnieźnie. I pamiętam, jak kiedyś ojciec duchowny w seminarium powiedział nam, że w naszą diecezję, mającą za patrona świętego Wojciecha, jest od samych początków wpisane męczeństwo. I w nasze kapłaństwo także ono jest wpisane, tak duchowo.

A jak odkrył Ksiądz w sobie powołanie misyjne do Kazachstanu?

To trochę skomplikowane. Wiele różnych wydarzeń, momentów mojego życia poskładało się w taką całość w ostatnich dwóch latach. Po święceniach kapłańskich posługiwałem w dwóch parafiach, studiowałem, byłem moderatorem diecezjalnym i choć naprawdę było dużo tej posługi, to miałem takie poczucie „niedosytu”. Takie przeświadczenie spokojne i głębokie, ze chociaż to, co robię dotychczas, jest dobre i jest to wola Boża na ten moment, to jeszcze nie jestem do końca w „swoim” miejscu. Jakbym nie robił jeszcze tego, do czego tak naprawdę mnie Pan powołał. W międzyczasie spotkałem na studiach podyplomowych wspaniałą panią profesor psychologii, która była świecką misjonarką w Szwecji i na Ukrainie. Po studiach „przypadkiem” spotkałem ją w pustelni „Stara Rola” należącej do Wspólnoty Dzieci Łaski Bożej spod Koszalina. To było bardzo inspirujące spotkanie, które wydobyło ze mnie pytanie: czy Pan powołuje mnie na misje? Następnie na rekolekcjach kapłańskich Pan przekonał mnie, jak ważne jest dla mnie to pytanie. Potem na spotkaniu z misjonarzem Kazachstanu padło proste pytanie do kapłanów: kto chce jechać na misje? Ono było pytaniem retorycznym, ale ja w nim słyszałem głos Boży! I od razu chciałem wstać i powiedzieć: ja pojadę! ;-) Ostatecznym jednak momentem była prośba do naszej wspólnoty „Miriam” w Bydgoszczy o modlitwę wstawienniczą w mojej intencji. Podczas tej modlitwy zrozumiałem, że wolą Bożą będzie dla mnie to, co powie mi mój ksiądz biskup. Po czasie rozeznawania i modlitwy nasz Pasterz zgodził się na przygotowanie do posługi misyjnej w Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie i na wyjazd do Kazachstanu. 

Potwierdzeniem tego jest moje bardzo osobiste doświadczenie: 15 lat wcześniej, kiedy rozeznawałem moje powołanie kapłańskie, Pan dał mi sen, który był bardzo jasnym znakiem, że kapłaństwo jest moim powołaniem. Jednej części tego snu nie rozumiałem, był to pewien obraz: jestem na pustyni, z prawej góry, przede mną w pewnej odległości miasto jakby na bliskim wschodzie i czterech jeźdźców na koniach jadących z dobrą wieścią do tego miasta… kiedy przyjechałem do Warszawy do Centrum Formacji Misyjnej, jednym z pierwszych zdjęć, jakie znalazłem w wyszukiwarce internetu na temat Kazachstanie, był właśnie ten „obraz” ze snu, tylko bez miasta. Chwała Panu!!!

Rozmawiała: Magdalena Roszak