Świętowanie

(199 -kwiecień -maj2014)

Po co świętować?

Agnieszka Zawisza

Powinniśmy pamiętać, aby móc świętować, a co za tym idzie świętować, bo pamiętamy

„Święta, święta i po świętach” – mówimy często z nutką na poły żalu na poły ulgi, zmęczeni intensywnością świątecznych dość ciężkostrawnych, tak żołądkowo jak i psychicznie przeżyć. Jaka to rozkosz – zwłaszcza po doświadczeniu świętowania w większym gronie, obarczonego stresem i nawałem uprzednich przygotowań, jak również trudem lawirowania w gąszczu nierzadko skomplikowanych rodzinnych relacji – móc ponownie zanurzyć się w spokojną i przyjazną szarość codziennych dni, z ich dobrze już znanym i bezpiecznym rytmem i przewidywalnością. Po co więc świętować skoro to wyczerpuje i męczy, skoro bilans zysków i strat zbyt często przechyla się na korzyść tych drugich?

Zwykle komentarze na temat świąt, nawet w kręgach wierzących i praktykujących, są dość zastanawiające. Bo święta rujnują, jak się okazuje, nie tylko finansowo. Jedynym problemem nie jest także konsumpcyjno-fasadowe szaleństwo przedświątecznych przygotowań doprowadzających co wrażliwszych duchowo do mdłości. Jakże często bowiem „z winy świąt” chwieje się nasz w pocie czoła wypracowany system codziennych religijnych praktyk. Nie raz słyszałam, że przez te święta, nie ma czasu na modlitwę indywidualną, małżeńską, rodzinną, lekturę Pisma Świętego, leżą postanowienia i zobowiązania – często z niemałym wysiłkiem przez cały Adwent czy Wielki Post wdrażane – i już widzimy jak trudno będzie się z tego świątecznego upadku podźwignąć. Skoro więc to wszystko przez te święta, skoro nas tak fizycznie męczą, finansowo sporo kosztują, a i duchowo wydają się „degenerować”… to może należałoby je odwołać? Bo po co świętować?

Parę lat temu uczestniczyłam w Triduum Paschalnym w niewielkim miasteczku. W Wielki Czwartek ksiądz proboszcz, którego skądinąd bardzo lubię i szanuję, ogłosił, że Msza Wigilii Paschalnej w Wielką Sobotę rozpocznie się w przeciwieństwie do roku poprzedniego nie o zmroku, ale o godzinie 18. Stanie się tak, dlatego, żeby umożliwić wiernym obejrzenie w telewizji filmu Mela Gibsona „Pasja”, którego emisja zaplanowana była w sobotę na godzinę 20. Dobrotliwy ksiądz proboszcz naprawdę chciał dobrze, bo film z pewnością wart jest uwagi i obejrzany w innym terminie być może wspaniale unaoczniłby wydarzenia, które w Wielki Piątek w Liturgii Męki Pańskiej przeżywamy. Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że najważniejsza liturgia roku i szczególne prawa, którymi się rządzi, zostały tu potraktowane po macoszemu, jakby Chrystus miał objawić się nam bardziej przez film, niż poprzez liturgię i jej znaki.

Niestety jakże często i my, zbyt uwikłani w nasze autorskie pomysły na własne i innych zbawienie, rozkochani w skrojonych na nasz obraz i podobieństwo praktykach religijnych, mających nas mozolnie przybliżać do Boga ścieżką przez nas wybraną, nie zauważamy prawdziwego żywego Boga, który przychodzi do nas. Nie dzięki naszym wysiłkom, nie dla naszych zasług, ale czasem pomimo nich... Przychodzi tak jak On chce. A my – „swoi”, jakże często Go nie przyjmujemy – bo nie pasuje do naszych oczekiwań czy wyobrażeń, bo to zbyt codzienne, zwyczajne, powtarzane co roku, co tydzień, nudne!? On zniża się do naszego poziomu, byśmy mogli Go dostrzec, wychodzi z otwartymi rękami pełnymi miłości, a my jak Marta z Betanii wciąż tak jesteśmy zajęci naszymi recepturami na osiągnięcie nieba i zbawienia, że się z Nim rozmijamy, że Go nie rozpoznajemy, że nie ma dla Niego u nas miejsca. Wytężamy wszystkie siły, by nasycić pragnienie z trudem wydobytą kroplą obojętnie mijając bijące źródło.

Bo Pan Bóg nie zatrudnia specjalistów od PR-u. I smakuje czasem jak źródlana woda czy przaśny chleb. A to przecież dla nas za mało, trzeba Mu, takiemu zwyczajnemu, przynajmniej jakąś stosowną oprawę zorganizować. Stąd choinki, prezenty, mikołaje i śledzie pod pierzynką.

Śmiem twierdzić, że to nie święta nas męczą, ale to wszystko, czym żeśmy je obudowali, to wszystko, co, choć atrakcyjne, zasłania nam przychodzącego w tych szczególnych dniach Pana. Ach jak niewiele różnimy się od tych, którzy dwa tysiące lat temu nie chcieli Bogu otworzyć drzwi swoich domów, być może zbyt zajęci oddawaniem Mu czci w sposób przez siebie upodobany.

Nie chcę w tym miejscu zdewaluować wielu pobożnych praktyk czy form modlitwy, chcę jedynie powiedzieć, że nawet gdy świąteczne przyjście lub przejście (w zależności od świąt) Pana nam je trochę wywróci do góry nogami to święta i tak nie będą czasem straconym, ale szansą na cenne spotkanie – od nas zależy czy wykorzystaną.

Ale przecież świętowanie to nie tylko czas Bożego Narodzenia czy Wielkanocy. Okazją do niego jest każda niedziela, rocznica czy ważne życiowe wydarzenie. Czym jest świętowanie? Jaka jest jego rola?

Jedną z funkcji świętowania wydaje się być aktywny odpoczynek od pracy. Skoro Bóg siódmego dnia zaprzestał pracy, to i dla nas winna z tego płynąć nauka, byśmy nie zatracili się w różnych formach czynienia sobie ziemi poddaną, ale umieli się zatrzymać, by – jak pisze Benedykt XVI – nie stać się „niewolnikiem pracy, by nie traktować jej w sposób bałwochwalczy sądząc, że to właśnie ona nadaje ostateczny i definitywny sens życiu”.

Jak słusznie zauważa z kolei Jan Paweł II: „odpoczynek jest rzeczą świętą, pozwala bowiem człowiekowi wyrwać się z rytmu ziemskich zajęć, nieraz nazbyt go pochłaniających i na nowo sobie uświadomić, iż wszystko jest dziełem Boga”. Także sam człowiek. Bez niedzielnego odpoczynku, „człowiek obdarzony przez Boga ogromną władzą, mógłby zapomnieć, że to Bóg jest Stwórcą, od którego wszystko zależy”. Jasno wynika stąd, że czas odpoczynku to lekcja pokory zmuszająca nas do okresowego powstrzymania naszej mocy twórczej, naszej konieczności działania, aktywności, pracy. Po pracy należy odpocząć, nawet jeśli w dzisiejszych czasach wcale nie jest to takie oczywiste. Ale nie chodzi bynajmniej li tylko o zaprzestanie pracy, by dać wytchnienie ciału. Cel naszego odpoczywania winien być o wiele szerszy. Jan Paweł II w liście apostolskim Dies Domini tak interpretuje obraz dnia siódmego z księgi Rodzaju:

„Odpoczynku” Boga nie należy rozumieć powierzchownie jako swego rodzaju „braku działania”. Akt stwórczy, stanowiący fundament świata, jest bowiem ze swej natury nieustanny, Bóg zatem nigdy nie przestaje działać, o czym sam Jezus z naciskiem przypomina, „Ojciec mój działa aż do tej chwili i Ja działam” (J 5, 17). Odpoczynek Boga w siódmym dniu nie wskazuje zatem na Boga, który przestał „pracować”, ale (…) ma raczej oznaczać, że zatrzymał się On przed dziełem swoich rak, kierując ku niemu spojrzenie pełne radości i zadowolenia, gdyż było „bardzo dobre” (Rdz 1,31). Jest to więc spojrzenie „kontemplacyjne”, które nie zwraca się ku następnym dziełom, lecz pozwala raczej zachwycić się pięknem tego, co już zostało dokonane. Kieruje się ono ku wszystkim rzeczom, ale w szczególny sposób ku człowiekowi, który jest zwieńczeniem stwórczego dzieła.

Jakie stąd wypływa dla nas zadanie? Odpoczynek nie może być tylko i wyłącznie bezmyślnym lenistwem (choć i takie chwile są czasem potrzebne), to kontemplacja Bożego dzieła w całym stworzeniu, a w szczególności w człowieku. Drugim człowieku, o czym za chwilę, ale także w sobie samym, to dowartościowanie siebie, szacunek dla swego ciała, pokarm dla ducha.

Świętowanie i odpoczynek to okazja do celebrowania i odbudowywania naszego człowieczeństwa, daru jakim jest dla nas nasze życie. Nie wahajmy się więc świętować ważne wydarzenia w naszym życiu, punkty zwrotne, zakończenie lub początek różnych etapów naszego rozwoju. I nie chodzi tylko o przypominanie sobie dawnych chwil, ale o spojrzenie wstecz, które rzuci nowe światło na teraz, sprawdzenie na ile wierny pozostaję dawnym ideałom, wierny sobie, Bogu, ludziom. To stawianie sobie pytań o przyszłość, bo świętowanie

to wychodzenie ku temu, co może nadawać sens naszemu życiu. To oderwanie się od codzienności i zwracanie się z nadzieją ku lepszej wizji swojego życia. Świętowanie to czas, w którym możemy pytać Boga: komu jesteśmy potrzebni, dlaczego warto żyć? Świętowanie pozwala nabierać dystansu wobec powszednich trosk (ks. Józef Pierzchalski SAC).

Nie każdy z nas jednak odbiera odpoczynek jako szansę na pogłębienie swej więzi z Bogiem i ludźmi, dla niektórych to bolesne ograniczenie naszego pragnienia, czasem wręcz wewnętrznego przymusu, realizowania w coraz krótszym czasie coraz bardziej absorbujących lub intratnych zawodowych wyzwań. Ograniczenie na które nie chcemy się zgodzić. Skutki nie dają na siebie długo czekać. Ks. Mieczysław Maliński bardzo dobrze ten moment ilustruje:

Przychodzi taki czas, kiedy czujesz się wyjałowiony, odczłowieczony: czujesz, że zamieniłeś się w maszynę do wykonywania swoich funkcji zawodowych i domowych, że one wypełniają szczelnie twój dzień. Miałkość twojego bytowania, bezsens takiego życia przytłacza cię. Wtedy może cię uratować świętowanie. Jesteśmy ludźmi i dlatego do rytmu: praca – odpoczynek, trzeba dodać jeszcze jeden rytm: świętowanie.

Co mamy świętować?

Papież Jan Paweł II podkreśla nierozłączność świętowania i pamiętania. „Przykazanie «Pamiętaj, abyś dzień święty święcił» wskazuje najpierw na fakt, o którym należy pamiętać, a dopiero potem nakazuje co należy czynić”. Czyli powinniśmy pamiętać, aby móc świętować, a co za tym idzie świętować, bo pamiętamy.

O czym? Nie tylko o jakimś patetycznie brzmiącym dziele stworzenia, ale o „wielkich rzeczach”, które konkretnie „nam Pan uczynił”. Myślę, że pamiętamy w jakich okolicznościach Maryja użyła tych słów. Dziękując Bogu za Dziecko, którym ją Bóg obdarował. Bo dziękować Bogu trzeba przede wszystkim za innych, bliskich nam, kochanych ludzi. Obecność tych ludzi w naszym życiu chcemy także tak świętować, doceniać i kontemplować, jak Bóg Stwórca kontemplował Adama – pierwszego człowieka, dnia siódmego. Stąd jak najbardziej uzasadnione celebracje rocznic, urodzin, imienin i inne. Nawet jeśli w praktyce oznacza to dla nas rezygnację z części odpoczynku, by świętować bardziej odświętnie.

Jak świętować?

Ks. Maliński podpowiada:

Niech to będzie bardzo uroczyście. Nie uciekaj z domu, nie zamykaj się przed przyjaciółmi, znajomymi. Niech twój dom – warsztat codziennej pracy, maszyna do mieszkania, gdzie wszystko jest tak przygotowane, ustawione, by służyło najsprawniej wykonywaniu twoich codziennych funkcji, zamieni się w salon do przyjęcia gości, w miejsce, gdzie będziesz świętował – ty, wraz z ludźmi bliskimi tobie. Świętuj. Nawet gdy nikt nie przyjdzie: nawet gdy nie spodziewasz się żadnych zewnętrznych gości i gdy będzie to świętowanie wyłącznie w gronie domowników. Przygotuj posiłki i napoje, które wcale nie służą do posilania się ani do gaszenia pragnienia – przynajmniej nie w pierwszym rzędzie – ale do zaznaczenia również w tej płaszczyźnie nadzwyczajności tego dnia. Zdejmij z siebie twoje bardzo praktyczne do wykonywania rozmaitych robót domowych ubranie i włóż na siebie ubranie odświętne.

Celebrowaniu osiągania kolejnych etapów człowieczeństwa naszych pociech służy stworzona przez Szymona Grzelaka teoria pozytywnych inicjacji przedstawiona w książce „Dziki Ojciec”, gdzie autor zachęca, by w szczególny sposób celebrować np. chrzest, pierwszy ząbek, który wypadł dziecku, I komunię, pierwszą miesiączkę córki – czyli moment, gdy staje się kobietą, czy symboliczne „podstrzyżyny” syna, czyli przekazanie chłopca pod opiekę ojcu.

Prawdziwe świętowanie domaga się towarzystwa, jest cechą charakterystyczną wspólnoty. Co świętujemy? Fakt bycia razem. Radość z tego, że Pan Bóg nas połączył. Życie rodziny powinno kręcić się wokół świętowania. Nawet cotygodniowy niedzielny posiłek można uczynić świętem, by stał się cotygodniowym dziękczynieniem za to, że dzięki Bogu dane nam było się spotkać.

W świętowaniu jest wiele codziennego zachwytu: nad swoimi śpiącymi dziećmi, uśmiechem kogoś, kochanego. Świętowanie, to szczęście znajdowane w tym, co jest nam dane w tej chwili, cieszenie się zarówno z wielkich, jak i małych rzeczy.

 

W każdym twoim dniu powinieneś w jakiejś formie świętować – powie wspomniany już wcześniej ks. Maliński – bo nie jesteś maszyną do produkowania, nie jesteś automatem, który pracuje i odpoczywa, ale człowiekiem. A do tego potrzeba świętowania, aby twoja praca i twój odpoczynek były ożywione najgłębszymi ludzkimi motywacjami i intencjami.