Życie konsekrowane

(193 -maj -czerwiec2013)

Poszukiwanie Umiłowanego

s. Aleksandra Hilbrycht

Nie ma życia konsekrowanego z wyboru, jeśli wcześniej nie było daru Ojca udzielonego za sprawą Ducha Świętego

Spotykam się z młodymi ludźmi w różnych stronach Polski i czasem zadaję im pytanie: „co wiecie o życiu księży lub sióstr zakonnych?”. Niezmiennie pada odpowiedź: „nie mogą współżyć!” i „nie mogą mieć dzieci”. Niekiedy z sugestywnym dodatkiem: „no, to znaczy – nie powinni!”.

Gdy spotykam się z dorosłymi, częściej słyszę: „oddali życie na służbę Bogu” i „służą ludziom, są pożyteczni”, ale w toku rozmowy wychodzi zazwyczaj niepewność: „No ale, czy nie można służyć Bogu i ludziom mając rodzinę?” albo: „Nie rozumiem, czy oddanie Bogu musi wymagać aż takiej rezygnacji?”.

Te pytania padają zarówno ze strony wątpiących, jak i wierzących. Co więcej, zdarza się, że im bardziej ktoś przeżywa własne małżeństwo jako wartość i dar Boga, tym mniej rozumie: „co za ideę mają zakonnicy, pozbawiając się tego” albo „jak mogą tak żyć bez miłości…?”, nawet jeśli podchodzi do życia zakonników czy księży z wynikającym z wiary szacunkiem.

Co z tym zrobić? 

Niby proste: konsekracja nie jest negacją małżeństwa. Nie jest tak, że „małżonkom wolno, a konsekrowanym nie wolno” (sama myśl o takim zubożeniu rodzi opór)! A jednak w praktyce życia często spotykamy wątpliwość: „jak można tak żyć: bez… miłości, rodziny, dzieci, decydowania o sobie, pieniędzy do własnej dyspozycji…?”. Więc rzeczywiście podchodzimy do życia konsekrowanego przez zaprzeczenie? Jak można inaczej?

Skąd się bierze?

Szukając słów do opisania rzeczywistości tego powołania, które przeżywam, które daje mi radość i które nieustannie odkrywam na nowo – nie znalazłam trafniejszych, niż te zawarte w adhortacji Jana Pawła II „Vita Consecrata”.

„Życie konsekrowane, głęboko zakorzenione w przykładzie życia i w nauczaniu Chrystusa Pana, jest darem Boga Ojca udzielonym Jego Kościołowi za sprawą Ducha Świętego” (VC 1).

Ten rodzaj realizowania życia jest darem. Nie ma życia konsekrowanego z wyboru, jeśli wcześniej nie było daru Ojca udzielonego za sprawą Ducha Świętego. Działanie Boga, który powołuje, jest wezwaniem Pana i Króla, a zarazem pełnym miłości przywoływaniem przez Oblubieńca. Człowiek, który słyszy to wezwanie i w modlitwie je odczytuje, ma wybór – Bóg czeka na jego decyzję, podobnie jak czekał na „fiat” Niepokalanej Dziewczyny. Do czego On przywołuje i wzywa?

Do naśladowania „przykładu życia Chrystusa Pana” i pełnej realizacji Jego nauczania, czyli nie tylko przykazań, które obowiązują nas wszystkich, ale także „rad ewangelicznych”, których przyjęcie jest dobrowolne i do realizacji których Pan wzywa swoich wybranych.

„Wybrani”?

To nie oznacza „lepsi”, „bardziej wierzący”, „zdolniejsi” – nawet jeśli „tak to brzmi”. Bóg jest wolny w swoim wyborze i nie kieruje się tym, co my oceniamy jako „lepsze”. On zna serce człowieka, a powołując ludzi słabych i grzesznych – objawia w nich swoją miłość i moc. „Pierwszym zadaniem życia konsekrowanego jest ukazywanie wielkich dzieł, jakich Bóg dokonuje w ułomnej ludzkiej naturze osób powołanych” (VC 20).

Powołania nie otrzymuje się za swoje talenty, za zdolności, za dobre życie, za… Powołanie to nie nagroda! (Powołanie to też nie kara!) Powołanie to łaska.

Głos Ojca i zachwyt

To jest Mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie! (Mt 17,5). „Idąc za tym wezwaniem, któremu towarzyszy wewnętrzny zachwyt, osoba powołana zawierza się miłości Boga, który ją wzywa do swojej wyłącznej służby, i poświęca się całkowicie Jemu oraz Jego zamysłowi zbawienia (por. 1 Kor 7,32-34)” (VC 17). Zachwyt ten jest realny, pociągający podobnie jak zachwyt zakochanych, i ma smak obdarowania. „Doświadczenie tej bezinteresownej miłości Boga jest tak głębokie i silne, że człowiek czuje się zobowiązany odpowiedzieć na nie bezwarunkowym poświęceniem Mu własnego życia” (VC 17).

Życie konsekrowane to nie jest życie „bez miłości”! Z pierwszego zachwytu Bogiem i obdarowania Jego ogromną miłością (to On wychodzi z inicjatywą), rodzi się pełna wdzięczności wzajemność. Rodzi się też pragnienie charakteryzujące miłość: aby przeżyć życie razem. 

Ślad w ślad za Jezusem – miłość w drodze

Wpatrywanie się w Jezusa i podążanie ślad w ślad za Nim, z tym pragnieniem upodobnienia i bycia blisko, jakie charakteryzuje miłość międzyosobową – to droga rad ewangelicznych. Jeśli ta droga zakłada wyrzeczenie, to jego powodem jest konsekwentne wejście w „życie razem”: rezygnacja z innej, ludzkiej relacji oblubieńczej jest tą samą rezygnacją, jaką podejmuje małżonek, aby należeć całkowicie do jednej jedynej osoby, której ślubował miłość i wierność; rezygnacja z prywatnej własności jest spójna z takim wejściem w małżeństwo, w którym staje się faktem, że „wszystko mamy wspólne”; rezygnacja z niezależności w rozporządzaniu sobą, swoim czasem, zajęciami itp. jest naturalna dla małżonka i rodzica, który swoje plany podporządkowuje potrzebom i dobru najbliższych. Wszystko z miłości!

Realizując wezwanie Ojca, słuchamy Jezusa. Słuchamy nie tylko Jego słów, wpatrujemy się także w Jego czyny i gesty, szukając ich głębokiego sensu i motywacji płynącej z Ducha Świętego, który nam został dany. Wtedy życie w czystości, ubóstwie i posłuszeństwie odkrywa przed nami jeszcze inny, głębszy wymiar: jest wyznaniem wiary. 

"Przez profesję rad ewangelicznych osoba konsekrowana nie tylko czyni Chrystusa sensem swojego życia, ale stara się też odtworzyć w sobie w miarę możliwości „tę formę życia, jaką obrał sobie Syn Boży przyszedłszy na świat” (LG 1). Zachowując dziewictwo, przyjmuje do swego serca dziewiczą miłość Chrystusa i wyznaje Go wobec świata jako jednorodzonego Syna, jednego z Ojcem (por. J 10,30; 14,11); naśladując Jego ubóstwo, wyznaje Syna, który wszystko otrzymuje od Ojca i z miłością wszystko Mu oddaje (por. J 17,7.10); czyniąc ofiarę z własnej wolności, a przez to włączając się w tajemnicę Jego synowskiego posłuszeństwa, wyznaje Chrystusa jako nieskończenie umiłowanego i miłującego, jako Tego, który ma upodobanie jedynie w woli Ojca (por. J 4,34)" (VC 16). 

Życie w konsekracji to również nieustanne poszukiwanie Umiłowanego i odnajdywanie Go, przyjmowanie Jego miłości i nieudolne odpowiadanie na nią, przejmująco opisane w Pieśni nad pieśniami. 

W Duchu: uwiedzenie, uzdolnienie i realizacja

Ta droga jest trudna! Jej głęboki sens ewangeliczny nie zabiera ani nie wyklucza wysiłku, bólu wyrzeczenia, czasu cierpienia czy smutku. Jednak Duch Święty „sprawia, że na przestrzeni tysiącleci coraz to nowi ludzie odkrywają zachwycające piękno tej trudnej drogi. Za Jego sprawą przeżywają oni niejako doświadczenie proroka Jeremiasza: «Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem się uwieść» (Jr 20,7)” (VC 19).

To działanie Ducha Świętego sprawia, że zachwyt jest większy niż realnie przewidywane trudności. To On czyni człowieka zdolnym, żeby tę drogę podjąć, mimo że wymaga to przekroczenia ludzkiej natury w wielu obszarach. To On pomaga potem w podążaniu nią. Wreszcie „to On formuje dusze powołanych, upodabnia ich do Chrystusa czystego, ubogiego i posłusznego oraz przynagla do podjęcia Jego misji” (VC 19), więc nie tyle nawet uzdalnia do zrealizowania powołania, aby „stać się Chrystusowym”, co sam tego dokonuje. 

W pewien sposób każda osoba powołana do życia konsekrowanego słyszy te słowa, jakie stały się odpowiedzią dla Maryi na pytanie: Jakże się to stanie?– Duch Święty zstąpi na Ciebie (Łk 1,34-35). Jeśli ktoś, odczytując w sercu to powołanie, mówi: „nie dam rady!”, odpowiedź jest prosta: „tak, ale On da!”. 

Po co?

Celowo to pytanie pada pod koniec, choć często stawiamy je na początku, przyzwyczajeni już do użytkowego traktowania świata. Ale to nie użyteczność jest podstawą istnienia życia konsekrowanego, tak jak nie jest jego uzasadnieniem to, że zgromadzenia zakonne prowadzą dzieła miłosierdzia lub mogą być podciągnięte pod organizacje pożytku publicznego. 

„Życie konsekrowane staje się jednym z widzialnych śladów, które Trójca Święta pozostawia w historii, aby wzbudzić w ludziach zachwyt pięknem Boga i tęsknotę za Nim” (VC 20). Bóg, kochając, pragnie wszystkich ludzi przyciągnąć do siebie i obdarować miłością. Znak, jakim są ludzie oddani Mu przez konsekrację, jest jednym ze „sposobów Boga”, aby swoją miłość ujawnić, pokazać i wzbudzić jej pragnienie w innych Jego dzieciach. Pragnienie, które doprowadzi aż do wiecznego spotkania z Nim w Niebie! Pragnienie, którym żyje Kościół-Oblubienica czekając z utęsknieniem na zjednoczenie z Boskim Oblubieńcem. 

Jest jednak prawdą, że „ten sam Duch, który nie pragnie bynajmniej, aby ludzie powołani przez Ojca byli oderwani od historii ludzkości, każe im służyć braciom zgodnie z ich własnym sposobem życia, zaś kształtując odpowiednio charyzmaty poszczególnych Instytutów, wskazuje im konkretne zadania, stosownie do potrzeb Kościoła i świata” (VC 19). 

Realizacja tych konkretnych zadań wypływa w życiu osoby konsekrowanej z jej relacji (osobowej i niepowtarzalnej) z kochającym i umiłowanym Bogiem. Miłość daje życie. Miłość życiu służy. To realizuje się także w życiu osób konsekrowanych i stanowi dużo więcej, niż np. „akcje humanitarne”, „działalność pedagogiczna” czy „reagowanie na problemy społeczne” w powszechnym rozumieniu. Miłość rozprzestrzenia się i obejmuje ludzi, którzy są braćmi i siostrami (dziećmi tego samego Ojca), a także córkami i synami w niezwykłej tajemnicy ojcostwa i macierzyństwa duchowego. (Czy nazwać to „życiem bez rodziny”?)

Tajemnica i tęsknota

Konsekracja jest tajemnicą. Im dłużej dane mi jest nią żyć, tym bardziej jej głębia mnie przerasta. Im więcej ujawnia się moich słabości, tym bardziej zdumiewa mnie Boży dar wybrania. Im więcej doświadczam działania Ducha Świętego, tym bardziej rośnie we mnie ten zachwyt, który pociąga wciąż na nowo – do życia z Jezusem i dla Niego. Parafrazując znany wiersz ks. Jana Twardowskiego mogłabym powiedzieć: „przed konsekracją swoją klękam” – tak wielkim jest darem i tak bardzo jest „nie-moja”, nie ze mnie pochodzi! 

Konsekracja jest też narzeczeńską tęsknotą za spełnieniem miłości, które stanie się możliwe w Wieczności, kiedy zobaczymy i poznamy Boga „twarzą w Twarz”. Jest głębokim czekaniem, przeżywanym w samym sercu Kościoła-Oblubienicy. Jest takim nieustannym, aktualnym do końca życia „już – ale jeszcze nie!”; jest stanem, który jak żaden inny w Kościele przyzywa Oblubieńca aż do końca czasów: „Marana tha!”.