Wokół początków życia

(219 -styczeń -luty2018)

Trudne wyzwanie

Katarzyna Jankowska

Niełatwo jest towarzyszyć, nie sposób doradzać i pocieszać. Czasem trzeba przytulić, trzymać za rękę, milczeć, razem modlić się i prowadzić  

Dziecko nie przypadkiem mieszka u początków swojego życia pod sercem mamy a przy uchu taty . Jest Ono na tyle delikatne, że Bóg podarował Mu najbezpieczniejsze i dość osobliwe  M1, w którym naprawdę w cudowny sposób przebiega Jego rozwój w każdej minucie życia, zmieniając Go  nie do poznania. 

Jednakże zdarza się coraz częściej że mama, która nosi pod sercem nowe życie, przy  kolejnej wizycie kontrolnej u lekarza, najczęściej ok.  8-12 tygodnia usłyszy niechciane, trudne słowa: „Niestety muszę Państwa poinformować, że serce waszego dziecka przestało bić”  lub „Nie zauważam ruchów dziecka”. Te słowa na zawsze pozostają w pamięci mamy. Czasem zamiast „dziecka” lekarz użyje słowa „płodu”. Określenie to  niestety  wrosło tak bardzo w język medyczny, że lekarz zapomina o tym, iż nie jest na wykładzie, a  zwraca się do mamy, dla której jest to dziecko, nie jakiś płód. Choć jest to zgodne z terminologią medyczną, to mama słysząc to z ust lekarza, dodatkowo odbiera jakby dla niego dziecko było tylko obiektem badania ultrasonograficznego.

Tu zaczyna się trudny etap  dla małżonków, swoisty  dramat, ich ból, słabość, zwątpienie, bunt, niekiedy obwinianie i szukanie w sobie przyczyny śmierci dziecka. Niekiedy niemoc, jakby niezaradność.  To usłyszane  „Niestety…” brzmi jak wyrok, nad którym nie mamy władzy, bo nie ma jak walczyć. Każdy, naprawdę, ma prawo do swoistej reakcji na taką sytuację, nie sposób wejść w świat matki, która usłyszała takie podejrzenie. Ufność Panu jedynie podnosi na duchu strapionych, zatem też podsyła rozwiązania, czasem konkretnych ludzi. Czasem ma miejsce cud.

Wiadomo, że jedna diagnoza nie może zawyrokować o tym, iż na pewno  dziecko nie żyje. Po pierwszym badaniu mamy do czynienia z podejrzeniem. Kobieta jest zatem kierowana do szpitala, właśnie z podejrzeniem śmierci dziecka. Na pograniczu ogromnego zaufania Panu i zwątpienia jednocześnie, Mama stara się przebrnąć noc, by rano zgłosić się na Izbę Przyjęć w najbliższym szpitalu. Tam, często rutynowo potraktowana, ma być „skałą” w emocjach i następnym pacjentem z kolejki. Choć nie zawsze, bo Boży ludzie są i w szpitalu. Jednakże zazwyczaj to mąż lub ktoś z rodziny czy przyjaciół są jedynym wsparciem. To wsparcie jest wyzwaniem. Niełatwo jest towarzyszyć, nie sposób doradzać i pocieszać. Czasem trzeba przytulić, trzymać za rękę, milczeć, razem modlić się i prowadzić.  Warto tę sytuację oddawać woli Pana.

Najlepiej jak obok znajdzie się jeszcze ktoś, kogo ten dramat bezpośrednio nie dotyka – taki „asystent–doradca” Chłodne procedury szpitala i terminy medyczne nie są do ogarnięcia dla ludzi w potrzebie. Nie zawsze personel medyczny chce i umie rozmawiać, więc milczy lub służbowo przeprowadza wywiad, wydaje ogólne polecenia i zalecenia. Nie ma czasu na śledzenie ustaw i rozporządzeń w takim momencie. Ktoś musi poruszać się sprawnie w tych zagadnieniach, wiedzieć co możemy uzyskać, co nam przysługuje.  

 

To tylko fragment artykułu, całość w drukowanym "Wieczerniku".