Maryja

(148 -styczeń2007)

W Bożej obecności

Krzysztof Jankowiak

Jak oazowicze powinni modlić się różańcem

Kilka miesięcy temu spotkaliśmy się w kilkuosobowym gronie u znajomego księdza. Naszą rozmowę przerwał w pewnym momencie dźwięk komórki. Jak się okazało, było to przypomnienie. Jeden z kolegów codziennie o 21.00 odmawiał dziesiątkę różańca w intencji chorego znajomego z pracy. Zaprosił nas w tym momencie, abyśmy wspólnie odmówili tę modlitwę. Ksiądz zapytał o tajemnicę, jaką będziemy rozważać. Jak się okazało, kolega o żadnej tajemnicy nie myślał. Wybraliśmy więc tajemnicę Modlitwy w Ogrójcu (później stwierdziliśmy, że mogłoby też być Głoszenie Królestwa i wzywanie do nawrócenia). Następnie ksiądz przypomniał, że Ojciec święty prosił, aby rozważanie tajemnic różańca poprzedzać odczytaniem fragmentu Ewangelii odnoszącego się do danej tajemnicy.

W ten więc sposób odbyła się ta modlitwa. Przedstawiliśmy Bogu intencję, z którą stajemy, odczytaliśmy fragment Ewangelii, następnie odmówiliśmy z dopowiedzeniami dziesiątkę różańca.

Byłem zaskoczony moim przeżyciem tego różańca. Oto ja, stary oazowicz, który wielokrotnie przy najróżniejszych okazjach modlił się różańcem we wspólnocie, który sięga do różańca również w swojej modlitwie osobistej, nagle przeżywam różaniec zupełnie na nowo, na świeżo. Miałem poczucie, że intencja naprawdę została Panu Bogu przedstawiona, zarazem doświadczyłem dotknięcia jakiejś głębi.

Zacząłem się zastanawiać, jak to tak naprawdę jest z modlitwą różańcową. Jaką tak naprawdę ogrywa ona rolę w naszym Ruchu, w naszych wspólnotach. Oczywiście - na rytmie różańca oparte są letnie rekolekcje, na oazach uczymy się odmawiania różańca z dopowiedzeniami. Zacząłem się jednak zastanawiać, na ile różaniec wchodzi potem w naszą praktykę życia. Czy sięgamy do niego w sytuacjach „niewymuszonych formacyjnie”? A gdy sięgamy - czy troszczymy się naprawdę o to, by to była modlitwa rzeczywiście przeżyta głęboko, modlitwa kontemplacji tajemnic, nie zaś tylko modlitwa odmawiania Zdrowasiek?

I nie ukrywam, że o ile na pierwsze z powyższych pytań mogę ze spokojem sumienia odpowiedzieć pozytywnie, to drugie budzi mój pewien niepokój. Bo rzeczywiście - wielokrotnie widziałem oazowiczów spontanicznie sięgających do różańca. Nie tylko wtedy gdy musieli tak się modlić (bo program formacyjny wymagał). Rzadko jednak (bardzo rzadko) taki „niewymuszony” różaniec był odmawiany z dopowiedzeniami. Najczęściej było to powtórzenie dziesięć razy Zdrowaś Mario, poprzedzone Ojcze Nasz i zakończone Chwała Ojcu.

Mógłby ktoś powiedzieć, że się czepiam. Cały Kościół modli się bez dopowiedzeń, a ja mam jakieś zastrzeżenia do sytuacji, w której oazowicze modlą się tak jak cały Kościół. Czy Oaza koniecznie musi modlić się inaczej? Czy nie może tak jak wszyscy?

Otóż nie jest to takie proste. Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że różaniec nie jest łatwą modlitwą. Łatwo oczywiście powtórzyć dziesięć razy Zdrowaś Mario, ale przecież nie o to chodzi w różańcu. Różaniec jest modlitwą kontemplacyjną. Jan Paweł II pisał w Liście o Różańcu:

Przemienił się wobec nich: twarz Jego zajaśniała jak słońce (Mt 17, 2). Ewangeliczną scenę przemienienia Chrystusa, w której trzej apostołowie, Piotr, Jakub i Jan, zdają się jakby porwani pięknem Odkupiciela, można przyjąć za ikonę chrześcijańskiej kontemplacji. Utkwić wzrok w Chrystusowym obliczu, rozpoznać Jego tajemnicę w zwyczajnej, bolesnej drodze Jego człowieczeństwa, aż ujrzy się Boski blask, objawiony ostatecznie w Zmartwychwstałym, zasiadającym w chwale po prawicy Ojca, to zadanie każdego ucznia Chrystusa, a zatem i nasze zadanie (n. 9).

Czy kontemplacja jest łatwą sprawą? Chyba nie (dla mnie w każdym razie nie). Myśl jednak bardzo prędko lubi uciekać, łatwiej nie myśleć o niczym niż myśleć o rozważanej tajemnicy. A co się dzieje, jeśli różaniec jest pozbawiony wymiaru kontemplacji?

Jeśli jej brak, różaniec upodabnia się do ciała bez duszy i zachodzi niebezpieczeństwo, że odmawianie stanie się bezmyślnym powtarzaniem formuł oraz że będzie w sprzeczności z upomnieniem Chrystusa, który powiedział: „Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi jak poganie. Oni myślą, że przez wzgląd na swe wielomóstwo będą wysłuchani” (Mt 6,7)

- to słowa papieża Pawła VI z adhortacji „Marialis Cultus” (n. 42) przypomniane przez Jana Pawła II w Liście o Różańcu (n. 12).

Cóż więc zrobić, by w różańcu obecny był wymiar kontemplacji? Jedną z dróg do tego są właśnie dopowiedzenia. Każde wypowiedziane dopowiedzenie przypomina o rozważanej tajemnicy, uczestnicząc w tej modlitwie i szukając kolejnego dopowiedzenia, siłą rzeczy myśli się o ewangelicznym wydarzeniu będącym przedmiotem rozważania. I choć jest to droga stosowana przez nasz Ruch, wcale się u nas nie zrodziła. Ks. Blachnicki przejął po prostu dawną tradycję. Co więcej - ten sposób modlitwy różańcem jest zalecany przez papieży. Paweł VI w adhortacji „Marialis cultus” pisał:

Było pierwotnym zwyczajem, istniejącym aż dotąd w wielu miejscach, dodawać do wymówionego w każdym Pozdrowieniu anielskim Imienia Jezus pewien refren łączący się z wypowiedzianą tajemnicą, zarówno dla podtrzymania kontemplacji jak i dla uzgodnienia myśli ze słowem (n. 46).

Jan Paweł II z kolei w Liście o Różańcu stwierdzał:

Podkreślać imię Chrystusa, dodając do niego refren (tak zwane dopowiedzenia) nawiązujący do rozważanej tajemnicy. Jest to zwyczaj godny pochwały, zwłaszcza przy publicznym odmawianiu różańca. Wyraża on dobrze wiarę chrystologiczną, odnoszącą się do różnych momentów życia Odkupiciela. Jest to wyznanie wiary, a równocześnie pomoc w medytacji, która pozwala przyswajać i przeżywać misterium Chrystusa, w naturalny sposób związane z odmawianiem Zdrowaś Maryjo (n. 33).

Wreszcie Kongregacja ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów w wydanym w 2001 roku Dyrektorium o pobożności ludowej i liturgii napisała:

W celu ułatwienia kontemplacji i zharmonizowania myśli ze słowami duszpasterze i teologowie często przypominają o przywróceniu i stosowaniu krótkich aklamacji przypominających poszczególne tajemnice różańcowe. Aklamacje te pochodzą ze starożytnej struktury różańcowej, która właściwie nigdy nie zanikła. Wspomniane aklamacje, całkowicie zgodne z charakterem postarzania i rozważania różańca, polegają na tym, ze po imieniu Jezus [w Zdrowaś Maryjo] ciągle przypominają rozważaną tajemnicę. Prawidłowa aklamacja, stała dla poszczególnych dziesiątek różańca, krótka, zgodna z Pismem świętym i liturgią, może stanowić poważną pomoc w medytacyjnym odmawianiu różańca świętego (n. 201).

Modlitwa różańcem z dopowiedzeniami nie jest więc tylko oazowym pomysłem a jej znaczenie nie ogranicza się do pielęgnowania naszej własnej duchowości. Skoro nauczyliśmy się tej modlitwy, skoro poznaliśmy drogę do tego, by różaniec naprawdę czynić modlitwą kontemplacyjną, to właściwie - poza zupełnie wyjątkowymi sytuacjami - nie bardzo jest usprawiedliwienie, by modlić się inaczej. Bo jakoś nie chce mi się wierzyć, by komuś łatwiej było rozważać tajemnicę bez dopowiedzeń. Nie ukrywam też, że mam poważne wątpliwości, czy ci którzy proponowali modlitwę bez dopowiedzeń, czynili to z zamiłowania do znanej sobie tradycji czy też dla okazania solidarności z całym Kościołem. Obawiam się, że większą rolę odgrywało zwyczajne przyzwyczajenie czy nawet najzwyklejsze lenistwo nie pozwalające odejść od utartej rutyny modlitwy.

Chcę bardzo mocno podkreślić, że mówię w tym miejscu wyłącznie o oazowiczach, którzy mieli okazję nauczyć się różańca z dopowiedzeniami. Nie mam zamiaru osądzać tych wszystkich, którzy modlą się tradycyjnie dlatego, że po prostu tego rodzaju modlitwy nigdy nie przeżyli. Ale właśnie - któż ma szerzej upowszechnić tę zalecaną przez papieży formę, jeśli nie Oaza, która ją zna?

Wydaje mi się bowiem, że różaniec z dopowiedzeniami nie jest propozycją wyłącznie dla małych grup. Oczywiście - w dużym zgromadzeniu nie da się formułować dopowiedzeń spontanicznie. Cóż jednak stoi na przeszkodzie, by je wcześniej przygotowywać? Podobnie jest przecież z modlitwą powszechną - w małych grupach modlimy się spontanicznie, w dużych wspólnotach wcześniej ją przygotowujemy i jest odczytywana. W ten sposób można więc odmawiać dziesiątkę różańca np. na dniach wspólnoty, w ten sposób oazowicze mogą wprowadzać różaniec z dopowiedzeniami do praktyki parafialnej. Pamiętam, jak kilka lat temu uczestniczyłem w takiej modlitwie różańcowej w większej wspólnocie - sięgnięto wtedy do dopowiedzeń przygotowanych kiedyś przez ks. Blachnickiego. Ta modlitwa zresztą zmieniła mój sposób formułowania dopowiedzeń - uderzyła mnie wielka prostota, z jaką czynił to nasz Założyciel i od tego czasu staram się iść w tym zakresie w jego ślady.

Wtym miejscu wypada podjąć bardzo istotną kwestię wiążącą się z praktyką różańca z dopowiedzeniami. Myślę, że wcześniejsze przygotowywanie dopowiedzeń dla potrzeb większych zgromadzeń mogłoby pomóc, abyśmy prawidłowo formułowali dopowiedzenia wtedy, gdy będziemy się modlić w małych grupach. Jest to niestety poważny problem, obecny chyba od początków Ruchu.

Przypuszczam, że błędy w dopowiedzeniach musiały mocno irytować ks. Blachnickiego. W każdym razie jego wypowiedź na ten temat jest dość mocna:

Proponowana w oazach metoda odmawiania różańca jest w gruncie rzeczy bardzo prosta, jeżeli uchwyci się dobrze jej istotę. W praktyce jednak przysparza ona wiele trudności, bo wymaga pewnej dyscypliny myślowej, która niestety jest dziś zjawiskiem dość rzadkim. Dyscyplina ta polega na tym, aby formułować dopowiedzenia poprawnie pod względem gramatycznym. Dopowiedzenia mają formę zdania podporządkowanego, zależnego w swej składni i strukturze od zdania głównego. Ponieważ zdanie główne „Zdrowaś Maryjo” jest skierowane do Maryi, do której mówimy w drugiej osobie, nie można w zdaniu dopowiadającym zmieniać osoby, mówiąc na przykład „Jezus, który Maryję wziął do nieba”, ale „Jezus, który Ciebie wziął do nieba”. Podobnie dopowiedzenia dotyczącego Osoby Jezusa, o którym zdanie główne mówi w osobie trzeciej, nie można zacząć w osobie drugiej, na przykład „owoc żywota Twojego, Jezus, któryś za nas nosił krzyż”, ale „Jezus, który za nas...” Reguła jest więc bardzo prosta i jest rzeczą zdumiewającą, jak trudno ludziom poddać się tutaj dyscyplinie poprawnego formułowania zdań.

Hm. Ks. Blachnicki nie wspomina o jeszcze gorszych błędach, jakie się zdarzają - formułowaniu dopowiedzeń odnoszących się Maryi zamiast do Jezusa. Dopowiedzenie „Jezus... któraś poszła do Elżbiety” (na przykład) jest nie tylko nielogiczne, niegramatyczne i w ogóle upiorne, ale przede wszystkim jest duchowo błędne. Papież Jan Paweł II uzasadnia stosowanie dopowiedzeń nie tylko pomocą w zachowaniu kontemplacyjnego charakteru różańca. Wskazuje, że dzięki nim w centrum tej modlitwy staje imię Jezus:

Centrum Zdrowaś Maryjo, poniekąd zwornikiem między jego pierwszą a drugą częścią, jest imię Jezus. Czasami, przy pośpiesznym odmawianiu, to centrum uchodzi uwagi, a wraz z nim również nawiązanie do misterium Chrystusa, które jest kontemplowane. Ale to właśnie akcent, jaki kładzie się na imieniu Jezus i na Jego misterium, znamionuje znaczące i owocne odmawianie różańca (List o różańcu, n. 33).

Nie można więc formułować dopowiedzeń odnoszących się do Maryi.

Prawidłowe odmawianie różańca nie wyczerpuje się, rzecz jasna, w stosowaniu dopowiedzeń. Wspomniałem już o czytaniu tekstów biblijnych mówiących o danej tajemnicy. Jan Paweł II tak o tym pisze:

Aby dać medytacji podstawy biblijne i większą głębię, dobrze jest, po zapowiedzi tajemnicy, odczytać odnośny tekst biblijny, który, zależnie od okoliczności, może być krótszy albo dłuższy (List o Różańcu, n. 30).

Wydaje się, że czytanie fragmentu biblijnego przed dziesiątką różańca powinno być normą, gdy modlą się oazowicze. Wszak - jak mówią kolejni papieże - my kochamy Biblię. Hm, to właściwie powinna być - w świetle słów Jana Pawła II - norma w całym Kościele. Kto ma to jednak w pierwszym rzędzie wprowadzać w życie Kościoła, jak nie Ruch Światło-Życie, który łączy umiłowanie Biblii z praktykowaniem różańca?

Nie chodzi przy tym, by poprzestać na samym odczytaniu tekstu - to czytanie ma być swego rodzaju dzieleniem się Ewangelią. Jan Paweł II mówi dalej w przytoczonym tekście:

Inne słowa nie są nigdy tak skuteczne, jak Słowo natchnione. Należy go słuchać, mając pewność, że jest to Słowo Boga, wypowiedziane na dzisiaj i dla mnie. Przyjęte w ten sposób, wchodzi ono w różańcową metodologię powtarzania, nie powodując znużenia, jakie wywoływałoby zwykłe powtarzanie informacji dobrze już przyswojonej. Nie chodzi bowiem o przywoływanie na pamięć informacji, ale o to, by pozwolić Bogu „mówić”.

Jest to więc zupełnie tak samo, jak w dzieleniu się Ewangelią. Tam też najpierw słuchamy Boga, który do nas mówi, a potem dzielimy się. Tutaj dzieleniem będą wypowiadane dopowiedzenia.

Dzielenie się Ewangelią przypomina też inny element, o którym mówi Jan Paweł II - chwila milczenia.

Słuchanie i medytacja karmią się milczeniem. Stosowne jest, by po zapowiedzeniu tajemnicy i proklamacji Słowa przez odpowiedni czas zatrzymać się i skupić na rozważanej tajemnicy, zanim rozpocznie się modlitwę ustną. Ponowne odkrycie wartości milczenia jest jednym z sekretów praktykowania kontemplacji i medytacji. (...) Tak jak w liturgii zaleca się chwile milczenia, również przy odmawianiu różańca stosowna jest po wysłuchaniu Słowa Bożego krótka pauza, w czasie której duch skupia się na treści określonej tajemnicy (n. 31).

Doświadczenie modlitwy, o której wspomniałem na początku, pokazało mi, że różaniec odmówiony zgodnie z zaleceniami Papieża wcale nie trwa nie wiadomo jak długo. Jeśli jest to jedna dziesiątka - będzie to tak naprawdę zaledwie chwila. Ale chwila rzeczywiście przepełniona Bożą obecnością.