Dary Ducha Świętego

(201 -wrzesień -październik2014)

Znak dojrzałej wiary

ks. Mariusz Pohl

Owoc Ducha to nie jest ani produkt, ani ludzkie dokonanie czy osiągnięcie, ani efekt wysiłków i zabiegów, lecz naturalny skutek obecności Ducha Świętego w człowieku

Owoce Ducha Świętego, które często utożsamiamy i mylimy z siedmioma Darami tegoż Ducha, znamy z katechizmu. Pierwotnym źródłem wiedzy na ten temat jest jednak Pismo św. – List św. Pawła do Galatów. I tam musimy sięgnąć.

Kiedy jakieś stwierdzenie, prawda czy cytat przedostaje się z Biblii do Katechizmu, to zwykle jego treść i wymowa ulega pewnej transformacji i redukcji, bo zmienia się kontekst. Inny sens ma jakieś zdanie w tekście biblijnym, a trochę inaczej rozumiemy je w Katechizmie, gdzie zostaje włączone w pewien system, schemat. Nie inaczej jest z owocami Ducha Świętego (także z darami Ducha Świętego czy grzechami przeciw Duchowi Świętemu). Rzeczywistość Ducha Świętego, który niczym wiatr wieje tam, gdzie chce, trudno jest wyrazić, a usystematyzowanie jej w ścisłych wykazach i katalogach zawsze stanowi jakieś umniejszenie i zubożenie nieogarnionej rzeczywistości.

Tym niemniej dla potrzeb różnych zastosowań, a przynajmniej zapamiętania na katechezie czy na okoliczność egzaminu do bierzmowania warto sporządzić sobie pewne schematy, które pomogą nam korzystać z bogactwa biblijnych wskazówek. Owoce Ducha Świętego w ujęciu katechizmowym to: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wspaniałomyślność, łaskawość, wierność, skromność, wstrzemięźliwość, czystość. W tekście biblijnym z Listu do Galatów owoców jest nieco mniej i zależnie od tłumaczenia są nieco zmodyfikowane: wśród określeń pojawia się także ufność, łagodność, opanowanie, wielkoduszność. Już to pokazuje, że nie da się ustalić jednoznacznego i ścisłego katalogu i chyba nawet nie o to chodzi. Chodzi o pewne drogowskazy, które charakteryzują i wytyczają drogę człowieka wierzącego, otwartego na prowadzenie Ducha Świętego. 

Spróbujmy wczytać się najpierw w kontekst całego Listu do Galatów. Mieszkańcy Galacji z neoficką gorliwością przyjęli Ewangelię z ust św. Pawła i Barnaby, ale nie potrafili jej pogłębić i ugruntować. Gdy potem do Galacji zaczęli napływać i nauczać judaizujący ewangelizatorzy i nauczyciele, pojawiły się wątpliwości i zamęt. Otóż głosili oni, że do zbawienia niezbędne jest przyjęcie całej nauki Starego Testamentu, czyli przede wszystkim wymogów Prawa. Ale Prawo Mojżeszowe w tym judaistycznym ujęciu to nie była nauka moralna Dekalogu, lecz raczej długie zbiory drobiazgowych przepisów obrzędowych, liturgicznych i obyczajowych. To od ich skrupulatnego przestrzegania miałoby zależeć zbawienie.

A zatem to, z czym Jezus walczył w wydaniu faryzeuszów i uczonych w Piśmie, powróciło teraz w nauczaniu pseudochrześcijańskim, czyniąc zbędnym zbawcze dzieło krzyża. W tym ujęciu Jezus, Jego nauczanie, śmierć krzyżowa i Zmartwychwstanie okazywały się niepotrzebne, a nawet gorszące. Człowieka miałaby usprawiedliwiać nie wiara i chrzest zanurzający w Jezusa, lecz obrzędowa wierność przepisom Prawa. Ostatecznie to był najważniejszy spór teologiczny pierwszych lat chrześcijaństwa i św. Paweł poświęcił całe swoje życie na wyjaśnianie tych zawiłości. Dzięki niemu chrześcijaństwo nie stało się sekciarsko-heretycką odmianą judaizmu, lecz nową wiarą, początkiem czegoś zupełnie nowego, wypełnieniem zapowiedzi Starego Testamentu i kluczową fazą dziejów zbawienia dokonanego przez Jezusa, Syna Bożego. 

Żydzi mieli bardzo rozbudowaną naukę religijną, obrzędową, obyczajową i moralną i jeszcze bardziej rozbudowaną kazuistykę. Wszyscy doskonale wiedzieli co wolno, czego nie wolno, co jest obowiązkowe, co wypada, a co jest zgorszeniem. Mieli więc pewien stereotyp i szablon, do którego dopasowywali postępowanie swoje, a jeszcze chętniej postępowanie innych ludzi, by je ocenić i w razie czego ochoczo napiętnować. Wiemy jednak, że bardziej niż zasady, przemawiają do nas żywe wzorce. Związane z nimi cechy, cnoty i wzory zachowań są bardziej pożyteczne w wychowaniu i propagowaniu jakiegoś stylu życia, niż sucha teoria. Wiadomo, że słowa tylko uczą, natomiast żywe przykłady pociągają i przemawiają do serca i sumienia, a nie tylko do rozumu.

Wiedział to także św. Paweł i dlatego w Liście do Galatów, po wstępnym wykładzie dogmatycznym z soteriologii (nauki o zbawieniu), dał także konkretne i praktyczne wskazania moralne, zarysował pewien model życia człowieka, który wierzy. Nie zawahał się nawet przed ukazaniem siebie samego jako wzoru do naśladowania, choć mogłoby to spotkać się z oskarżeniem o brak skromności czy zarozumiałe eksponowanie siebie samego. Ale Paweł był tak pewien słuszności drogi, którą sam szedł, że nie obawiał się zawołać do innych: „Za mną!” Dobrze by było, byśmy i my tak mogli.

W tym praktycznym nauczaniu moralnym Paweł przeciwstawił życie w wolności Ducha Świętego, na wzór Izaaka, a ostatecznie Chrystusa – życiu w niewoli Prawa, symbolizowanemu przez Synaj, Hagar i ciało. Do tej wolności danej i moderowanej przez Ducha Świętego wyswobodził nas Chrystus! Wolność ta jednak w najmniejszym nawet stopniu nie oznacza zgody na hołdowanie namiętnościom, uleganie pokusom, poddawanie się popędom ciała, czyli na szeroko pojęte przyzwolenie na grzech. Wręcz przeciwnie: wolność tę gwarantuje i zabezpiecza poddanie się prowadzeniu Ducha Świętego. W pierwszym rzędzie wyraża się to przez służbę bliźniemu w miłości. Człowiek, który wierzy i jest poddany Duchowi Świętemu chce i umie kochać bliźniego.

Zanim Paweł sprecyzuje cechy takiego człowieka, najpierw koncentruje się na obrazie negatywnym: cechach człowieka cielesnego. Katalog grzechów albo uczynków ciała to bardzo dobra pomoc do rachunku sumienia. Łatwo te grzechy i wady dostrzec u innych, ale rzadko kiedy słychać wyznanie tych grzechów w konfesjonale. Rozwiązłość, nieczystość, wyuzdanie, bałwochwalstwo, magia, wrogość, niezgoda, zazdrość, (rozdrażnienia, podjudzania, poróżnienia się), gniewy, kłótnie, rozłamy, herezje, zawiść, pijaństwo, orgie – to są postawy, działania i skłonności, które zabijają w nas Boże życie i zamykają nas na działanie Ducha Świętego. To w tych dziedzinach potrzebujemy przede wszystkim odważnej szczerości wobec siebie, wyznania i potępienia swoich wad oraz przebaczenia. Tylko wtedy Bóg zdoła nas spod tego jarzma wyzwolić.

I dopiero w tym kontekście, w opozycji do grzechów ciała Paweł wymienia owoce Ducha. Dosłownie brzmi to: „Owoc Ducha jest miłością, radością, pokojem, wielkodusznością, łagodnością, dobrocią, wiarą, delikatnością, wstrzemięźliwością”. Sugeruje to, że pierwotną, źródłową rzeczywistością, która owocuje takim stylem życia jest Duch Święty. A zatem nie musimy się starać, trenować i wypracowywać postawy radości, pokoju, łagodności, gdyż z czasem pojawią się one same, jeśli będziemy żyli w Duchu Świętym. Owoc Ducha to nie jest ani produkt, ani ludzkie dokonanie czy osiągnięcie, ani efekt wysiłków i zabiegów, lecz naturalny skutek obecności Ducha Świętego w człowieku. 

„Wiatr wieje kędy chce i szum jego słyszysz, ale nie wiesz skąd przychodzi i dokąd podąża”. Ducha Świętego, którego nie widać, można rozpoznać po działaniu, którym są właśnie owoce Ducha Świętego w człowieku. Gdy ktoś przez wiarę i oddanie życia Jezusowi otwiera się na działanie Ducha Świętego, zaczynają się w nim dokonywać zmiany charakteru: staje się łagodny, uprzejmy, radosny, cierpliwy, opanowany. I nie widać, by wymagało to od niego jakiegoś nadzwyczajnego wysiłku czy treningu; po prostu to się tak jakby samo zmienia, kształtując w nim nową doskonałość. Ta doskonałość, której nieraz nie można w żaden racjonalny sposób wytłumaczyć, uwiarygadnia człowieka jako ucznia i świadka Chrystusa. 

W pewnym sensie stanowi też autentyczne kryterium i wskaźnik ludzkiej dojrzałości i duchowego wzrostu. Byłoby nawet dziwne, gdyby ktoś, kto prowadzi intensywne życie wiary – dużo się modli, przyjmuje często sakramenty, studiuje Biblię, uczestniczy we wspólnocie albo nawet kilku wspólnotach – gdyby ktoś taki nie umiał być uprzejmy, cierpliwy, łagodny, dobry, opanowany… Stawiałoby to autentyzm jego wiary pod znakiem zapytania. Może ta wybujała pobożność to tylko udawanie? Wiele rzeczy da się upozorować, wypracować i grać, ale nie da się udawać trwałej zmiany charakteru. Cechy charakteru spontanicznie dochodzą do głosu w tylu różnych nieoczekiwanych okolicznościach, że nie da się tego kontrolować. Jeśli zmiana charakteru nie będzie autentyczna, udawanie szybko wyjdzie na jaw. Drzewo najlepiej poznaje się po owocach.

Owoce Ducha Świętego – w przeciwieństwie do darów i charyzmatów, które zawsze odnoszą się do całej wspólnoty Kościoła – wyrażają się raczej przez indywidualne kształtowanie dojrzałego charakteru w człowieku, który wierzy i nadal wzrasta w wierze. Od dojrzałości i intensywności przeżywania wiary zależy wielkość owocu, podobnie jak od uprawy i pielęgnacji gleby i od pogody zależy wielkość plonu. Dlatego też tak potrzebna i pożyteczna jest praca nad sobą, asceza, życie duchowe. Po tym poznaje się człowieka, jego wartość i zaangażowanie wiary. 

Nie znaczy to jednak, że mamy powoływać do życia rozmaite szkoły samodoskonalenia, grupy terapeutyczne i samopomocowe, treningi rozwijania osobowości itp. Owoce Ducha Świętego pojawią się same, gdy będziemy troszczyć się i rozwijać swoją wiarę, modlić się, czytać Biblię, uczestniczyć w życiu wspólnoty Kościoła, przyjmować sakramenty, otwierać na działanie Ducha Świętego, być wrażliwym na potrzeby innych ludzi i żyć według wskazań Pisma św. Nic więcej nie potrzeba. Owoce same wzejdą.