Kobiecość

(197 -styczeń2014)

z cyklu "To lubię"

Liczę dywizje

ks. Maciej Krulak

Zainteresowaniem historią woj­skowości zaraziłem się od mojego sporo star­szego brata, choć i średni z nas, jak i mój już nieżyjący Tata też się nią interesowali.

Pasja rozpo­częła się jeszcze w przedszkolu. Wychowany byłem na słuchaniu ścieżki dźwiękowej do ta­kich hitów, jak „Złoto dla zu­chwałych”, „Bitwa o Midway”, „Czterej pancerni i pies” czy „Jak rozpętałem II wojnęświato­wą”. Zanim nauczy­łem się czy­tać, to oglądałem książki mojego brata, zwłaszcza plany okrętów, samo­lotów i czołgów. Pierwszą samo­dzielnie przeczytaną książką była szkolna lektura „Filip i jego zało­ga na kółkach” traktująca o II wojnie światowej. Potem już po­szło z górki. Pod koniec drugiej klasy czytałem już monografię II wojny światowej na Pacyfiku. 

Potem doszło zwiedzanie muzeów i miejsc związanych z historią. Najpierw fascynacja była niezwykle szeroka – starożytność (zwłaszcza rzymskie legiony), średniowiecze (zwłaszcza Wielka Wojna z Zakonem Krzyżackim oraz zakony rycerskie), XVII w. (czas chwały husarii), I wojna światowa na morzu i w powietrzu, no i współczesne zagadnienia z wojskowości. Później bardziej skoncentrowałem się na II woj­nie światowej, choć pod ko­niec podstawówki w dość dziw­nych okolicznościach zainte­reso­wałem się epoką napoleoń­ską. Miano­wicie starszy brat stu­diują­cy w tym czasie historię we Wro­cławiu umożliwił mi zoba­czenie Panora­my Racławickiej. Po po­wrocie, na półce w biblio­tece publicznej znalazłem mono­grafię tej bitwy, a obok była po­zycja o bitwie pod Waterloo. Po przeczy­taniu stwierdziłem, że to ciekawy czas i rozpocząłem moje poszu­kiwania kolejnych pozycji. Wspa­niałym wydarzeniem w mo­im na­stoletnim życiu była wizyta w Ossolineum, gdzie mój brat wy­pożyczył w czytelni kilka wspa­niałych, wręcz legendar­nych po­zycji (np. „Polskie Siły Zbrojne” wydane w Londynie). Pamiętam jak cały dzień, bez je­dzenia i pi­cia, siedziałem w czy­telni i robi­łem notatki w zeszycie (wiele ta­kich zeszytów z notatka­mi mam do dnia dzisiejszego). Już w cza­sach podstawówki większość moich skromnych osz­czędności przeznaczałem na książki, one też były najcenniej­szymi prezen­tami dla mnie.

Kiedy podrosłem, ruszyłem na zwiedzanie muzeów i miejsc związanych z wojskowością. Po­mocny w tym był mój harcerski etap życiowy (z tych racji do dnia dzisiejszego interesuję się Polskim Państwem Podziemnym i Powstaniem Warszawskim, a zwłaszcza Szarymi Szeregami i ich powstańczymi jednostkami), a także rodzina w Gdańsku (częste wizyty na Westerplatte, w Muzeum Marynarki Wojennej, czy na ORP „Błyskawica”). To akurat pozostało mi do dnia dzi­siejszego. Przy okazji rekolekcji zwiedzam i dziś takie miejsca (np. Wizna, muzea w Warszawie, Londynie, Wiedniu, Brukseli, Dreźnie, Krakowie, Poznaniu, pola bitew Austerlitz, Wagram, Waterloo, historyczne okręty HMS „Belfast”, HMS „Victory”, HMS „Warrior”). Jednym z ostat­nio odwiedzonych przeze mnie muzeów, przy okazji rekolekcji dla Domowego Kościoła, było Muzeum Czołgów w Bovington (południowa Anglia), jednej z największych na świecie kolek­cji czołgów, gdzie spędziłem 6 godzin na oglądaniu i fotogra­fowaniu pojazdów, które dobrze znałem ze zdjęć, planów, opisów i historii powstawania oraz dzia­łania. Planując nieliczne wolne dni uwielbiam je spędzać na ta­kich wyprawach, najchętniej w towarzystwie braci i ich sy­nów, też pasjonatów hi­storii. Także teraz przebywając na Gi­braltarze najwięcej czasu poświę­ciłem zwiedzaniu tuneli, baterii prze­ciwlotniczych i obrony wy­brzeża i wszelakich fortyfikacji z róż­nych okresów burzliwych dzie­jów tego półwyspu. Oczy-wiście nie zabrakło miejsc związanych ze śmiercią gen. Sikorskiego (co dnia odprawiam mszę w miejscu, gdzie złożono na kilka dni trum­nę z jego cia­łem).

Co daje mi historia? Wielki re­laks (jak nie mogę zasnąć, to – jak śmieją się moim bliscy – liczę dywizje), zwłaszcza po trudach rekolekcji oraz możliwość nabra­nia dystansu do życia. Poza tym sprawia, że nieustannie mogę poszerzać swoje hory­zonty. Cza­sem, gdy potrzebuję oderwania od rzeczy­wistości, historia za­pewnia mi pewien komfort, bo myśląc o niej wiele i tak nie mo­gę jej zmienić, czyli nie jestem w stanie zrobić czegoś złego, a po­znając ją zawsze mogę po­ka­zać dobre wzorce, lub prze­strzec, prze złymi ścieżkami. Bar­dzo wielką frajdę sprawiają mi dysku­sję, zwłaszcza z osobami, które do­brze orientują się w te­macie, a nie zawsze zgadzają się z mo­imi tezami. Wielką frajdą jest za­rażanie innych pasją (np. wspól­ne zwiedzanie muze­ów). Cieszę się, że rodzinną pa­sję kul­tywuje najstarszy z moich bratan­ków, który studiując na politech­nice poszerza naszą wie­dzę z dziedzi­ny techniki (to moja słab­sza stro­na).

 

Jako ksiądz, często nawiązuję w nauczaniu do wydarzeń z historii i z dziedziny wojsko­wości. Czasem te nawiązania po­zwalają zobaczyć coś więcej, a czasem stają się tylko nieistot­nym dodatkiem, takim małym ukłonem w stronę mojej pasji.