Posłuszeństwo

(221 -maj -czerwiec2018)

Pasterz

Łukasz Toboła

Bez wiernych, którzy nie boją się krytycznie myśleć, poszukiwać i ostatecznie podjąć trud posłuszeństwa nie będzie dobrych biskupów

 

W przemówieniu z 17 września 2016 roku, skierowanym do nuncjuszy apostolskich papież Franciszek zwięźle i dobitnie określił, czego oczekuje po kandydatach na biskupów Kościoła rzymskokatolickiego: „[Chcę] biskupów-pasterzy, a nie książąt i funkcjonariuszy! Litości!” (Vescovi pastori e non principi e funzionari. Per favore!).

Ten postulat, jakkolwiek kierowany na pierwszym miejscu do dyplomatów przedstawiających papieżowi kandydatów na urząd biskupa wyznacza jednocześnie kryteria oceny roli episkopatu – także w aspekcie należnego mu posłuszeństwa ze strony wiernych.

 

Na samym początku należy jednoznacznie podkreślić, że wbrew powszechnemu myśleniu urząd biskupa w swej istocie nijak się ma do porządku zwierzchności i władz wszelakich. Jest po prostu konkretną funkcją w społeczności chrześcijan, a nie zaszczytnym tytułem. Biskup (z greckiego episkopos) to tyle, co stróż, nadzorca i w tym sensie można użyć tego słowa zarówno wobec kościelnego hierarchy jak i kogoś, kto strzeże samochodów na parkingu. Apostołowie, których posługa miała charakter wędrowny,  musieli wyznaczać lokalnych przywódców, którzy odpowiadali za codzienne funkcjonowanie zakładanych wspólnot. Na terenach Syro-Palestyny byli to presbiteroi „starsi”, co wynikało z tamtejszego porządku społecznego z radą starszych na czele (zequnim). Z kolei w Azji Mniejszej preferowano wspomniany wyżej tytuł episkopos. Wymienność tych określeń potwierdzają jeszcze Dzieje Apostolskie oraz część literatury epistolarnej. Niemniej, wraz z dynamicznym rozwojem chrześcijaństwa poza granicami Ziemi Świętej, tytuł episkopos przyćmił instytucję starszyzny, stając się określeniem najwyższej funkcji w ramach społeczności uczniów Jezusa.

Autorytet miejscowych episkopoi wynikał na pierwszym miejscu z nadania apostolskiego. Nazywamy ten fenomen sukcesją apostolską – istotę stanowi tutaj wiara, że w działaniach każdego ważnie wyświęconego biskupa realizuje się ta sama posługa, którą Chrystus zlecił tym, których posłał między ludzi, aby głosili Dobrą Nowinę. 

Apostoł Paweł podaje szczegółową charakterystykę osoby pretendującej do roli biskupa: „Powinien być bez zastrzeżeń, mąż jednej żony, wstrzemięźliwy, rozsądny, przyzwoity, gościnny, do uczenia smykałkę mający, oby nie opój, oby nie pieniacz, ale opanowany, niekłótliwy, niechciwy na grosz, dobrze rządzący własnym domem, trzymający dzieci w posłuszeństwie, w pełnej uczciwości. Jeśli bowiem nie wie, jak stanąć na czele własnego domu, jak będzie się troszczył o zgromadzenie Boga? (…) Musi też mieć poręczenie dobre od obcych” (1 Tm 3, 1-5.7).

Abstrahując od przemian kulturowych, które na przestrzeni wieków w nieodwracalny sposób zmodyfikowały społeczny status biskupów jedno pozostaje w wywodzie Pawła aktualne – biskup musi być człowiekiem zanurzonym w codzienności życia. Tak chyba wypada zinterpretować uwagi o mężu jednej żony, tym, który bynajmniej od wina nie stroni, ale spożywa je w rozsądnych ilościach, który wreszcie zarządza skutecznie swoim domem, dając tym samym nadzieję na podobne rezultaty w opiece nad lokalnym Kościołem. To ten, który „pachnie swymi owcami” (by odwołać się do znanych słów papieża Franciszka). Co ciekawe istotna jest też poręka ze strony „obcych” – czyli tych, którzy niekoniecznie chcą mieć z Kościołem cokolwiek wspólnego – podana jako warunek sine qua non objęcia urzędu!

Takiemu biskupowi zgromadzenie Boga jest winne posłuszeństwo chociażby tylko z jednego powodu. Przyznajmy przed sobą – nie mamy tu i teraz nikogo i niczego (poza własnym sumieniem!), co by bardziej dobitnie ucieleśniało żywą i nieprzerwaną wspólnotę wiary sięgająca samego Chrystusa i apostołów. To właśnie w posłudze biskupa realizuje się pełnia apostolskiego posłannictwa. Przejawia się tu mądrość Kościoła, który nad przymioty tego, czy innego mądrego męża stawia ciągłość depozytu wiary, przechowywanego w naczyniach kruchych i niedoskonałych, a nawet niekiedy budzących zgorszenie, jakim są właśnie biskupi. Dobrze pokazał to św. Augustyn z Hippony, który kreśląc w kazaniu 46 bynajmniej nieidealny obraz Kościoła swoich czasów, ostatecznie konstatuje z niejaką ulgą:

Jednakże skoro są dobre owce, są też i dobrzy pasterze, ponieważ dobrzy pasterze wywodzą się z dobrych owiec. Wszyscy jednak dobrzy pasterze są w Jednym i jedno stanowią. Gdy oni pasą, Chrystus pasie. Lecz przyjaciele Oblubieńca nie przemawiają własnym głosem, ale radują się na głos Oblubieńca. Dlatego gdy oni pasą, Chrystus pasie i mówi: „To Ja pasę”. W nich bowiem jest Jego głos i łaska Jego (Kazanie 46,30)

Warto tutaj zaakcentować być może nie do końca oczywisty aspekt tej wypowiedzi, jakim jest pozornie paradoksalne założenie odpowiedzialności owiec… za pasterza. Nie ma dobrego pasterza bez dobrych owiec. Bez wiernych, którzy nie boją się krytycznie myśleć, poszukiwać i ostatecznie podjąć trud posłuszeństwa nie będzie dobrych biskupów.

Dobrym podsumowaniem będzie tutaj podsumowanie przemowy papieża Franciszka skierowanej do Kongregacji Biskupów z 27 lutego 2014 roku, w którym zadał pytanie: 

„Gdzie możemy znaleźć takich ludzi? (…) Jestem pewien, że gdzieś są, bo Pan nie opuszcza swojego Kościoła. Może to jednak my powinniśmy ich szukać wśród pól? Może to my potrzebujemy porady Samuela: „nie biesiadujmy, póki on nie przyjdzie” (1 Sm 16, 11-13)? To jest to święte niezmordowanie, którym winno żyć to zgromadzenie”. 

Innymi słowy, pragnienie bycia posłusznym temu, na którego się czeka i którego się szuka.