Wokół początków życia

(219 -styczeń -luty2018)

z cyklu "Szkoła modlitwy"

Stać się ubogim

Magdalena Trybus

Jaką pozycję wśród modlitw zajmuje „Ojcze nasz”?

„Ojcze nasz” jest „najdoskonalszą modlitwą” (św.Tomasz z Akwinu) i „streszczeniem całej Ewangelii” (Tertulian)

Ojcze nasz jest czymś więcej niż modlitwą – jest drogą, która prowadzi bezpośrednio do serca naszego Ojca. Jest ona przekazywana każdemu chrześcijaninowi podczas chrztu. Pierwsi chrześcijanie odmawiali tę pierwotną modlitwę Kościoła trzy razy dziennie. Także obecnie nie ma dnia, żebyśmy nie odmawiali Modlitwy Pańskiej, żebyśmy nie próbowali przyjmować jej sercem i urzeczywistniać we własnym życiu.

 

Modlitwa jest nie tylko przestrzenią dialogu i spotkania, ale także pewną drogą, która przebiega przez nasze istnienie. W tę dynamikę wpisuje się również modlitwa Ojcze nasz, gdyż jak podaje Youcat jest drogą, która prowadzi bezpośrednio do serca Ojca. Wydaje się, że człowiek ze swej natury bardzo tęskni za doświadczeniem serca Ojca i chciałby znaleźć w Nim bezpieczeństwo, sens własnego istnienia, własną tożsamość i pewność, że jest chciany i kochany. 

Jak jednak przełożyć na życie tę modlitwę, by stało się to doświadczenie naszym udziałem? Mamy świadomość, że samo werbalne odmawianie Ojcze nasz nie prowadzi nas do tego w sposób automatyczny czy magiczny. Youcat zachęca by tę modlitwę „próbować przyjmować sercem i urzeczywistniać we własnym życiu”. W praktyce oznacza to, że jesteśmy zaproszeni do wejścia w postawę ubóstwa duchowego (postawa to wewnętrzna skłonność, dyspozycja, którą można w sobie ukształtować poprzez ascezę). Ubóstwo duchowe czyni nas bowiem maleńkimi jak dzieci, jak niemowlęta i to pociąga serce Ojca ku nam, daje nam bezpośredni dostęp do Niego. To ono powoduje, że stajemy się zależni, oczekujący wszystkiego, co konieczne od Boga. 

Taka nasza postawa powoduje, że otwiera się serce Taty, by dać dziecku to, czego potrzebuje, co jest dla niego najlepsze. Zaczynamy posiadać wszystko tak, jakbyśmy nie posiadali niczego, ze świadomością, że to, co mamy jest nam dane w zarząd, że jesteśmy we wszystkim zależni od Ojca. Bez takiego usposobienia wewnętrznego praktycznie jest niemożliwy wzrost na drodze modlitwy. Jak zatem wejść w taką postawę?

Postawa ubóstwa winna objąć wszystkie przestrzenie naszego życia, które możemy podzielić na trzy sfery. Pierwsza związana jest z dobrami materialnymi. Rzeczywistość materialna również jest przestrzenią duchowego wzrostu. Ona domaga się od nas rozpoznania w otaczającym nas świecie Bożego daru i wartości, jaką ze sobą niesie. Wymaga też sporej dyscypliny i ascezy, które strzegą nas przed zaborczością, nieuporządkowanym pragnieniem posiadania czy wykorzystania. Postawa ubóstwa w tej sferze to także umiejętność administrowania powierzonym mi dobrem materialnym, z nieustannym pytaniem: „Czyje to jest to, co posiadam? Dla kogo to otrzymałem? Komu i w jaki sposób tym, co mam służę?” Dobrze jest zrobić sobie katalog rzeczy, wobec których nie jesteśmy wolni, bez których nie potrafimy się obejść, komuś ich dać,  bez których wydaje się nam, że nie bylibyśmy sobą. W stosunku do nich jesteśmy szczególnie zaproszeni by oddawać je Bogu, praktycznie starać się z nimi rozstawać. 

Drugą przestrzenią, w której będzie realizować się nasze ubóstwo, to dobra „niematerialne” zarówno czysto ludzkie takie jak: umiejętności zawodowe, status społeczny, uznanie, prestiż, ale też duchowe, np. formy pobożności, sposób modlitwy, układanie swojego rozwoju duchowego. Podobnie jak rzeczy materialne stają się w naszym myśleniu źródłem zabezpieczenia i pewności, tak i te niematerialne. Jak w posiadaniu kilku zer na rachunku bankowym upatrujemy stabilnego życia, tak i w wysokim stanowisku w firmie, uznaniu współpracowników, klientów lub kilku dyplomach. Nie inaczej jest w sferze ducha. Często jesteśmy tak przywiązani do „swojej” formy modlitwy, pobożności liturgicznej,  czy darów duchowych, że nie dajemy szans Bogu by mógł mnie obdarować czymś  większym, a przede wszystkim Nim samym. To, co znamy, co jest tzw. „nasze” w sferze ducha, czyni nas w pewien sposób bogatymi i staje się wręcz przeszkodą w nawiązywaniu bezpośredniej więzi z sercem Ojca. Jeśli wiernie kroczymy drogą Bożą, to Duch Święty doprowadzi nas do momentu, kiedy trzeba będzie pozostawić to, co jest nam znane, co daje nam zadowolenie czy pewność w poruszaniu się w przestrzeni duchowej. Trzeba nam dać się w tym Jemu poprowadzić, mimo niepewności, poczucia pustki czy ciemności. Pozwolić Bogu przejąć kontrolę nad naszym życiem również wewnętrznym. To daje nam możliwość bycia pociągniętym na głębię. Pozostawanie na etapie znanego i „dogmatycznie” oczywistego w naszym życiu duchowym, spowoduje, że zaczniemy się w nim cofać.

Ostatnia przestrzeń naszego przeżywania postawy ubóstwa to relacje międzyludzkie. Współcześnie, kiedy bardzo jesteśmy spragnieni więzi, kiedy dość często nie umiemy ich tworzyć lub podtrzymywać, istnieje realne niebezpieczeństwo, że więź z drugim człowiekiem stanie celem naszego życia. Owszem, potrzebujemy ludzkiego ciepła, akceptacji, afirmacji, jednak jest to cel pośredni, który jest darem. Dobroć, życzliwość, wyrozumiałość, akceptacja drugiego człowieka zapraszają nas do wdzięczności. Jednak często obserwuje się -  głównie we wspólnotach łatwo to wychwycić, że potrzeba „by było nam razem dobrze” stawiana jest wyżej niż moja relacja z Bogiem i służba Jemu. Wskutek tego wzrost zostaje zahamowany i pozostajemy niedojrzali duchowo i psychicznie. Postawa ubóstwa dotyczy także liderów wspólnot czy grup. Odpowiedzialny czy animator będzie postawiony (wcześniej czy później) przed koniecznością nauczenia się służby bez wsparcia wspólnoty. Kiedy brakuje zrozumienia, pojawia się wrogość czy krytyka, mamy tendencję by wycofać się z powierzonych zadań. A takie sytuacje są doskonałym miejscem oczyszczania naszych intencji, możliwością głębszego przylgnięcia do Jezusa, wejścia wprost w postawę dziecka, które krzyczy do Ojca: daj, bo nie mam. 

Praktykowanie postawy ubóstwa duchowego w tych trzech przestrzeniach czyni nas w efekcie bardzo prostymi i wolnymi jednocześnie od tego co: zewnętrzne, wewnętrzne oraz od opinii ludzkiej. Bardzo trudno nas wtedy zranić. We wszystkim widzi się dar i okazję, by bardziej podobać się Bogu. Upraszcza się nasze życie, stajemy się opróżnieni z siebie samych czy inaczej - pojemni na łaskę, gotowi na to, co chce dać nam Ojciec, stajemy się wrażliwsi na prowadzenie Ducha Świętego. Taką drogę otwiera przed nami praktykowanie modlitwy Ojcze nasz. A więc... odwagi i do dzieła! :-)