ks. Wojciech Danielski

(189 -listopad -grudzień2012)

Strzeż depozytu

ks. Wojciech Danielski

Jakim człowiekiem powinien być animator

1. Najpierw (prócz tego wszystkiego, coście w przygotowaniu animatorskim już otrzymali) podkreśl­my to, że animator to jest człowiek, który przekazuje nie swoje. Mówi się, że się „rozmydla” formacja na tym szczeblu. Jeżeli animator jest człowiekiem, który sam nie stawia sobie wymagań, to oczywiście zależni od niego ludzie, też będą z przymrużeniem oka traktowani. I ksiądz może nawet tego nie widzieć, że na szczeblu już animatora formacja „się rozłazi”.

Animator to jest człowiek przekazu. Wiernego przekazu. To jest coś takiego, jak kiedyś lektorowi przekazywano w święceniach słowo Boże: „idź głoś jak echo słowo Boże”. Słowo Boże, tak jak zostało zrozumiane przez formację naszą, przez formację wspólnot Ruchu Światło-Życie, przez formację wspólnot oazowych i postoazowych, tak przekazujemy, i przekazujemy wiernie. Ani nie ujmując, jakoby po to, żeby ludziom ulżyć, bo to za ciężkie, za trudne, zbyt skomplikowane. Ani nie dodając od siebie. Są bowiem również animatorzy, którzy nie są ludźmi wiernego przekazu, są animatorzy, którzy mogąc ludzi uchwycić w rękę stawiają swoje wymagania, i z takimi ludźmi nie można wytrzymać. Są ludźmi samowolnymi, głoszą w końcu siebie i swój punkt widzenia chrześcijaństwa, już nie mówiąc o tym, że swoje widzenie Ruchu. Przed tym ostrzegając proszę was, abyście byli wierni charyzmatowi. Od was to bardzo dużo zależy, żebyście przekazywali: strzeż depozytu – jak Paweł Tymoteuszowi pisze (2 Tm 1, 14). To jest coś, coście dostali. Jeżeli to  – takie odczytanie dojrzałości chrześcijańskiej – dla was stało się wartością, wartością ogromną, to tym się dzielcie, ile tego w was jest. I starajcie się, by to było coraz gorliwsze, coraz lepsze.

2. Dlatego animator to jest człowiek nawrócenia. To jest człowiek, który sam się staje nowym człowiekiem, który sam się ciągle nawraca. I tylko wtedy, stawiając sobie wymagania,  będzie miał on moc postawić z miłością wymagania człowiekowi: „słuchaj, przecież wiesz, że u nas w żadnych okolicznościach, czy ktokolwiek widzi, czy nie widzi, u nas się nie pali”. Ale to jest człowiek nawróce­nia, który sam może mając dotąd z tym trudności, nieustannie się nawraca.

3. Gorąco wam to kładę na serce, żebyście nieustannie byli ludźmi nie tylko nawrócenia  siebie, ale i pokuty, także i pokutowania. Trudne przypadki ludzi może będą wymagać waszych umartwień, może będą wymagać różnych znaków pokuty: tego, że ja nie tylko moich wad staram się poprawić ale i z czegoś dobrego rezygnuję (z telewizora czy z czegoś innego, nie wiem z czego, to wy wiecie), ze względu na to, żeby tamtego biedaka, tamtą biedulę, podciągnąć do Pana Jezusa bliżej, bo się rozsypuje coś w rękach. Bo nie możemy sobie razem z księdzem moderatorem poradzić w sprawie tego człowie­ka, który nam tak obciąga w dół poziom całej naszej wspólnoty. Animator to jest człowiek nawrócenia, ale to jest także człowiek pokutujący, który z Chrystusem dźwiga krzyż za zbawienie ludzi.

4. Animator to jest także człowiek modlitwy. Wiemy, że w wymaganiach wobec animatorów jest ta modlitwa na początku każdego dnia – modlitwa zespołu animatorów danej wspólnoty oazowej, i różnie z tym bywa. Bywa, że animator nie tylko nie modli się za swoją grupę, ale z jego modlitwą nie bywa najlepiej. A to wyjdzie, bo „jeżeli we Mnie trwać nie będziecie, nie przyniesiecie żadnego owocu” (por. J 15, 4).

Dlatego, przepraszam was, to nie tylko zapomnienie, ale ja naprawdę chciałem w jutrzni uczestni­czyć, bo kiedy ja będę miał jutrznię? Może dlatego i wasze nabożeństwo się opóźniło. I może to tak powinno być, że diakonia nie powinna siedzieć na zapleczu i wszystko robić, kiedy inni się modlą! Jak się wszyscy modlą, to się wszyscy modlą! Zobaczmy w dobrych klasztorach, jak to jest, na furcie nie ma nikogo, telefonów nikt nie odbiera, bo teraz jest modlitwa poranna albo modlitwa wieczorna, i nikt nie śmie przeszkodzić. I to nie jest tak: niech się tam grupa modli, a my tutaj tymczasem to czy tamto zrobimy, bo przecież nie zdążymy. Jak jest modlitwa, to animatora musi być widać we wspólnocie modlitwy, musi go też być w jakiś sposób słychać. On się musi dzielić swoją modlitwą, to musi być człowiek modlitwy, który daje świadectwo tego, co Duch Święty w nim czyni. I on w swoich odezwa­niach modlitewnych nie będzie się popisywał, ale się podzieli.

5. Jeśli powiedziałem, że animator to jest człowiek przekazu, i nawrócenia, i pokuty, i modlitwy, to musimy powiedzieć, że to jest także człowiek Eucharystii. I nie może dla animatora Msza być czymś, co mu się nudzi i dłuży. I czy go widzą, czy nie widzą, czy ma komu dawać dobry przykład czy nie ma, Jezus Chrystus we Mszy św. i w Namiocie Spotkania jest jego najbliższym przyjacielem, jest jego powiernikiem. W Eucharystii się będzie wszystko rozwiązywać, do Eucharystii dochodzi i z Eucharystii wychodzi cała jego posługa. Jeszcze na dzisiejszej Eucharystii musimy do tego tematu powrócić.

6. W końcu animator to jest człowiek posłuszeństwa. To jest człowiek, który chcąc mieć posłuch, sam umie słuchać.

Podobno można mieć technikę wyrobienia sobie autorytetu. Ktoś mi niedawno powiedział (zmroziło mnie to): no, przecież po tym wszystkim, cośmy przeszli i co już umiemy, to zdobyć posłuch w grupie, to nie problem.

Wydaje mi się, że tu nieraz trzeba przeżyć dużo nieposłuszeństwa. Tylko w ogóle, czy to jest problem posłuszeństwa, czy też problem zrozumienia się wzajemnego? Bo nie tylko jest sprawa „wyciskania czegoś” z ludzi, ale: jak moje posłuszeństwo wygląda? Czy ja się z moderatorem „dogada­łem” i zgadzam, czy też ja wykonuję polecenia, bo się boję? Czy ja wykonuję polecenia tylko zewnętrz­nie? Jak wygląda moje posłuszeństwo? Czy jest to posłuszeństwo w duchu posoborowym, kościelnym, posłuszeństwo współodpowiedzialne? Posłuszeństwo nie tylko rozumne, o jakie się woła, żeby nie było ślepe.

Posłuszeństwo współodpowiedzialne – to znaczy, że na mnie można liczyć. Że ja nie tylko nie zaniedbam, ale też nie wyskoczę ponad to czy poza to. Że się nie znajdę z moim „działaniem” poza burtą zupełnie, że już będę biegł, biegł, ale poza bieżnią zupełnie po trawce pobocza boiska będę biegł, już zupełnie nie bieżnią.

I to jest człowiek posłuszeństwa także swojemu kierownikowi, przewodnikowi duchowemu. To jest człowiek, który już się systematycznie spowiada. To jest człowiek, który już ma swoje kierownic­two duchowe, i spowiednik już go na pewno zna. Już go na pewno prowadzić może, i regulować także to wszystko, co jeszcze ze starego człowieka plącze mu się nieraz w jego posłudze animatora, bo jest młody. Bo ta posługa to jest danie w ręce młodemu człowiekowi bardzo trudnych spraw i dużej od­po­wie­dzialności. A spowiednik i moderator, chyba ci dwaj, w imieniu Chrystusa podprowadzają tego mło­dego człowieka pod następny próg dojrzałości chrześcijańskiej, już z jakąś odpowiedzialnością nie­wiel­ką. A potem: byłeś wierny w małym, postawię cię nad wieloma (Mt 25, 21). Będziesz miał wiel­ką odpowiedzialność za swoją rodzinę, wielką odpowiedzialność za ludzi, nad którymi przyjdzie ci pracować, może jako wychowawcy, może jako kierownikowi w pracy – nie wiadomo, może jako ka­płanowi, może jako katechetce, ale to już, w waszym bardzo delikatnym wieku, trzeba się w tamtą stronę oglądać.

7. W końcu jest to człowiek jedności. Jest to człowiek, który scala, a nie rozbija. Myślę, że w tym miejscu weryfikują się animatorzy. Wszystko, o czym mówiliśmy dotąd sprawdzi się tutaj. Bo jeżeli ten człowiek nie ma modlitwy, nie ma Eucharystii, nie ma posłuszeństwa wobec spowiednika i mo­de­ra­tora, nie ma pokuty i nawrócenia, i ducha przekaziciela – to ten człowiek ciągle będzie starym czło­wie­kiem; będzie rozrywał, rozbijał i psuł. I sam będzie porozbijany, i innych będzie rozbijał.

Kochani. Stawiając to przed wami, rzeczy może nie nowe, tylko inaczej ponazywane: że macie być ludźmi wierności przekazu, ludźmi nawrócenia, pokuty, że macie być ludźmi modlitwy, macie być ludź­mi Eucharystii, w końcu – ludźmi posłuszeństwa, nie lękam się o was, czy możemy wam przeka­zać, czy możemy na was włożyć ręce, ale wiem, jak to jest delikatna sprawa.

Kiedy się przed święceniami kapłańskimi mówi długie przemówienie, jaki to powinien być kapłan, to na końcu tego przemówienia jest takie zdanie: „jeżeli więc słysząc to wszystko, gotowi jesteście – wystąpcie”, podejdźcie o krok bliżej.

I w takim razie teraz na sam koniec to wam powiem: Odwagi, chociaż to wygląda trudne, mówię wam: Odwagi, Ja jestem z tobą – jak Pan Jezus powiedział Pawłowi (Dz 23, 11). Odwagi. Jeśli ty chcesz być ze mną, to Ja jestem z tobą. Tylko, żebyś nie chodził swoimi drogami. Odwagi, podołasz wszystkiemu.

Do lustra by zajrzeć i tak by się zapytać: jak to się człowiek czegoś bał nieraz? A Pan Jezus powiedział: zrobisz wszystko to, co będziesz miał zrobić. Zrobisz. Jeśli tyś tego nie szukał, jeśli to na ciebie spadło – to będziesz robił. Odwagi. Ja jestem z tobą.

Wystąpcie więc w imię Jezusa, gdy was będziemy wywoływać. „W imię Jezusa, wierząc w moc Pana Jezusa, biorę to na siebie”, i nawet w trudnym czasie Ruchu biorę to na siebie. W trudnym czasie zewnętrznie, chyba nie w trudnym czasie wewnętrznie. Nawet teraz, gdy się mówi, że problem największy (chyba nie największy, jeden z największych), to są animatorzy.

Życzę wam przede wszystkim odważnego pójścia za Panem Jezusem. Tylko Mu niczego nie odmówcie, to wtedy On wam niczego nie odmówi:

 

Jeśli we Mnie trwać będziecie, odważnie trwać, i pójdziecie za Mną, to o cokolwiek poprosicie, stanie się wam, i wiele owoców przyniesiecie, i Ojciec będzie uwielbiony przez wszystkie wasze uczynki.