Życie w świetle

(239 -czerwiec -sierpień2022)

Światło rozumu

Jan Halbersztat

Bez rozumu nie ma prawdziwej wiary – bo prawdziwa wiara nigdy nie jest bezmyślna

Środowiska zafascynowane tak zwanym „nowym ateizmem” – ale także zupełnie zwyczajni ludzie, którzy po prostu nie lubią Kościoła i łatwo przyswajają tego typu argumenty – chętnie sięgają po wizję takiej dychotomii: z jednej strony światli, oczytani, wykształceni i myślący ateiści, patrzący na świat naukowo, traktujący swój ateizm jako świadomy, dojrzały wybór; z drugiej – chrześcijanie (czy w ogóle ludzie wierzący), którzy wierzą w „jakieś bajki” tylko dlatego, że tak ich od dziecka wychowano, a nigdy nie chciało im się naprawdę dogłębnie zastanowić nad tą swoją wiarą (pełną przecież elementów irracjonalnych i zwykłych absurdów). Taki podział świata jest wygodny, a przy tym prosty, elegancki i użyteczny – tyle, że oczywiście kompletnie nieprawdziwy.

Kiedyś (kiedy byłem młodszy i bardziej narwany…) miałem odruch angażowania się w dyskusje z takimi osobami; nie były to trudne dysputy, bo najczęściej wystarczyła krótka wymiana zdań, aby przekonać się, że znakomita większość ludzi przeciwstawiających naukę religii w rzeczywistości o tej religii nie wie prawie nic – a o nauce niewiele więcej.

Jest jednak także druga strona tego medalu: problem polega na tym, że my, ludzie wierzący, często niestety dajemy okazję do takiego myślenia, często – mówiąc kolokwialnie – sami podstawiamy się do bicia. Obok komentarzy „wojujących ateistów” czytam także komentarze i wypowiedzi osób wierzących (w polskich realiach – najczęściej katolików oczywiście) i czasami ręce mi opadają, bo wielu z nich wypowiada się w takim tonie, jakby ludzki rozum i bazujące na nim poznanie naukowe były antytezą „prawdziwej wiary”. Czasami dotyczy to spraw drobnych, ale niestety nie zawsze. Trafiałem już na wypowiedzi osób, które – opierając się na kompletnie opacznie rozumianej interpretacji Biblii czy nauki Kościoła – dowodziły nieprawdziwości konkretnych teorii i odkryć naukowych, a nawet takich, które doradzały innym, aby w przypadku poważnej choroby rezygnowały z leczenia, a tylko „modliły się i zawierzyły Bogu”. Szczególnie dużo takich postaw spotkałem niestety w czasie trwania pandemii, kiedy ludzie – często niestety nawet kapłani… – sięgali po argumenty z poziomu wiary i religii, aby negować fakty odkrywane przez naukowców i dowiedzione w licznych badaniach, testach i analizach.

 

To tylko fragment artykułu, całość w drukowanym Wieczerniku.